Wprowadzenie tzw. estońskiego CIT-u to koszt 5,6 mld zł w przyszłym roku, poinformował wiceminister finansów Jan Sarnowski.
„Wprowadzenie estońskiego CIT zwiększyły koszty do 5 mld 610 mln zł. Traktujemy to jako inwestycje w gospodarkę i inwestycje w zwiększenie produktywności, zatrudnienie i mamy nadzieje, że jest to inwestycja, która nam się zwróci” – powiedział Sarnowski podczas spotkania z dziennikarzami.
Dodał, że w systemie ważne jest również to, iż jest to system otwarty nie tylko dla firm produkcyjnych oraz jest w nim zawarta elastyczność – wejścia i wyjścia – z systemu estońskiego CIT dla firm.
„Mamy nadzieje, że wyjdziemy szybko z recesji. Głównym motorem, który nas wyciągnie z recesji są inwestycje prywatne. Estoński CIT ma na celu pobudzenie inwestycji prywatnych – przyciągnięcie inwestorów do Polski” – powiedział minister finansów Tadeusz Kościński podczas spotkania.
Wczoraj premier Mateusz Morawiecki poinformował, że rząd planuje podniesienie rocznego limitu przychodów dla przedsiębiorców, którzy będą mogli skorzystać z tzw. estońskiego CIT-u do 100 mln zł. Wczoraj rząd przyjął projekt nowelizacji ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych, zakładający takie rozwiązanie. Dotychczas planowano, że będzie to 50 mln zł.
Estoński CIT to:
- brak podatku tak długo, jak zysk pozostaje w firmie,
- brak odrębnej rachunkowości podatkowej i minimum obowiązków administracyjnych,
- prostota – podatnik stosuje łatwiejsze zasady opodatkowania, oparte na przepisach o rachunkowości, wymieniono w komunikacie.
„Obecnie podatek nakładany jest na przychody należne, nawet jeśli kontrahent nie uregulował jeszcze płatności. Po zmianach firmy zapłacą podatek dopiero w momencie wypłaty zysku, a więc same będą decydować o tym, kiedy nastąpi u nich obowiązek rozliczeń z fiskusem” – czytamy dalej w komunikacie.
Rozwiązanie skierowane jest do małych i średnich spółek kapitałowych (z ograniczoną odpowiedzialnością i akcyjnych).
Źródło: ISBnews