Przecenie na rynkach akcji od trzech dni towarzyszy wzrostowa korekta notowań obligacji, na którą tym razem załapały się także nasze papiery. Inwestorzy przestawiają portfele na defensywę przed najbliższym posiedzeniem Fed. Lub przed rozpoczęciem manewrów rosyjskich wojsk.
Rentowność niemieckich dziesięciolatek po raz pierwszy od niemal trzech lat osiągnęła w środę dodatni poziom, ale szybko okazało się, że był to cel sam w sobie, bez wyraźnego zamiaru kontynuacji przeceny. Inwestorzy z rynku długu, zaangażowani w papiery o stałym oprocentowaniu boją się inflacji, ale jest jeszcze jedna rzecz, której wszyscy obawiamy się bardziej – wojny.
Trudno powiedzieć, czy przecena obserwowana od zeszłego piątku na Wall Street ma bliższy związek z dyskontowaniem decyzji Fed na najbliższym posiedzeniu czy z fiaskiem rozmów USA-Rosja w sprawie Ukrainy, ale trzeba przyznać, że okoliczności nie sprzyjają inwestycjom w akcje. A do tego dochodzą przecież inne – wzrost kosztów pracy, materiałów, energii – wszystko to potencjalnie ograniczy marże przedsiębiorstw. I choć nie wynika z tego jeszcze, że problem wzrostu inflacji zostanie zażegnany, obligacje i tak zyskiwały w ostatnich dniach (rentowność naszych papierów spadła w trzy dni o 30 pkt, do 3,83 proc.), ponieważ inwestorzy szukają bezpiecznych przystani.
Czy obligacje korporacyjne okażą się spokojną zatoczką dla inwestorów w Polsce? Póki rzecz rozbijała się o inflację, odpowiedź była twierdząca. Na tym etapie, kiedy inflacja już dynamicznie wzrosła, a stopy procentowe dopiero próbują dogonić rzeczywistość, to obligacje korporacyjne indeksowane do WIBOR prezentują się najkorzystniej. Ktoś, kto dziś zastanawia się nad obligacjami indeksowanymi inflacją musi pamiętać, że zarobi na nich realnie (tj. pobije inflację), jeśli dynamika CPI zacznie spadać. Można natomiast przyjąć, że nawet jeśli inflacja zacznie spadać, stopy procentowe pozostaną na wyższym poziomie jeszcze przez jakiś czas (wskazuje na to dotychczasowa historia prowadzenia polityki monetarnej – mimo szumnych zapowiedzi, zawsze była reakcją na zmiany w gospodarce, a nie działaniem wyprzedzającym). Zatem kiedy WIBOR, który nawiasem mówiąc, nie przestaje rosnąć, znajdzie wreszcie nowy punkt równowagi, utrzyma się na nim dłużej niż inflacja, co oznacza podwyższone oprocentowanie obligacji opartych o stawki WIBOR przez dłuższy czas. A ponieważ antyinflacyjne obligacje skarbowe mają sztucznie obniżone oprocentowanie w pierwszym roku inwestycji (warto przypomnieć, że nie zawsze tak było; dekadę temu MF płacił premię przy zakupie tego rodzaju papierów; obligacje dziesięcioletnie z 2012 r. zarobiły dla swoich posiadaczy po ok. 50 proc. przez 10 lat), przewaga papierów korporacyjnych jeszcze rośnie.
Inwestorzy indywidualni mają coraz szerszy wybór inwestycji. Po Echu i Marvipolu, zapisy w ramach publicznej emisji uruchomi Kruk, a wkrótce spodziewamy się ofert od kolejnych emitentów. Ze względów opisanych wyżej, tego rodzaju inwestycje spiszą się zapewne bardzo dobrze na tle innych sposób lokowania oszczędności. Na ile jednak stawią czoła naszym największym strachom? W ostatnich dniach obserwujemy cały wysyp przewidywań ze strony publicystów. Czy do wojny w ogóle dojdzie, jakie może mieć konsekwencje geopolityczne i gospodarcze, jaki może być zasięg konfliktu, itd. Ryzyko wybuchu wojny na Ukrainie powoli przebija się do świadomości i nie pozostanie bez wpływu na działania inwestorów, których źródłem najczęściej są przecież emocje (chciwość i strach). W tej sytuacji racjonalnym działaniem wydaje się przygotowanie portfeli na każdy scenariusz. Co oznacza raczej dywersyfikację klas aktywów niż stawianie na jedną kartę.
Źródło: Obligacje / Emil Szweda