Tylko w tym tygodniu rozpoczęły się dwie kolejne emisje publiczne na podstawie prospektów i kierowane do inwestorów indywidualnych. W I półroczu wartość emisji była niższa niż przed rokiem, ale cały rok ma szansę na dobry wynik. I na nieoczekiwany inwestycyjny przebój.
W I półroczu wartość emisji kierowanych do inwestorów indywidualnych na podstawie prospektów wyniosła 300 mln zł. Przed rokiem o tej porze było to prawie 585 mln zł i można byłoby mówić o załamaniu rynku, ale w praktyce moment jest zupełnie inny. Bardziej wygląda to na wychodzenie z dołka.
Dołek przypadł zaś na drugie półrocze ub.r., a dokładniej na IV kwartał, w którym cztery z siedmiu przeprowadzonych emisji nie zakończyły się pełnym powodzeniem. Skutkiem były rynkowe zmiany widoczne w ofercie już od nowego roku – emitenci podnieśli kupony, a jednocześnie zmniejszono wartość samych ofert. I ta kombinacja zadziałała – w dziewięciu na dziesięć rozliczonych już emisji potrzebne były redukcje zapisów, trzy kolejne emisje właśnie trwają, w tym dwie – Echa i Cavatiny – rozpoczęły się w tym tygodniu. Sytuacja, w której na rynku jednocześnie zbierane są zapisy w trzech publicznych emisjach obligacji przeprowadzanych na podstawie prospektów jest rzadkością samą w sobie. Ale jeśli ma ona miejsce już po rozpoczęciu sezonu wakacyjnego, to oznacza nic innego niż tylko tłok na rynku. A to z kolei może być zapowiedzią mocnej drugiej połowy roku.
Licząc z trzema emisjami, w których zapisy trwają (prócz dwóch wymienionych, do 4 lipca zapisy przyjmuje też Kredyt Inkaso) łączna wartość tegorocznych ofert wynosi 380 mln zł. A to oznacza, że już w lipcu ich łączna wartość jest wyższa niż w całym 2021 r. (338 mln zł) i 2019 r. (352 mln zł). Wydaje się, że przebicie 2020 r. (450 mln zł) też jest wysoce prawdopodobne, ale aby obecny rok znalazł się wśród trzech najlepszych lat w historii Catalyst, wartość emisji musiałaby przebić 1,4 mld zł. Bez udziału dużych ofert bankowych czy PKN Orlen, osiągnięcie takiego poziomu wydaje się dziś niemożliwe. Ale 800 mln zł? To rzecz całkiem do pomyślenia, jeśli tylko liczba ofert w drugim półroczu nie spadnie, a wzrośnie ich wartość.
Popyt ze strony inwestorów powinien się utrzymać lub wzrosnąć. Już dziś obligacje korporacyjne są produktem bezkonkurencyjnym, jeśli chodzi o prognozowane oprocentowanie. Inflacja spada (11,5 proc. w czerwcu), a wraz z nią odsetki od obligacji indeksowanych inflacją. Czterolatki kupione u progu wybuchu inflacji będą właśnie wygasały, a ich posiadacze mogli przez ostatni rok rozsmakować się w dwucyfrowych odsetkach. Przedłużenie inwestycji o kolejne cztery lata już takich kuponów nie zagwarantuje, natomiast 11 proc. na rynku pierwotnym jest wciąż na wyciągnięcie ręki (prawie tyle oferuje Echo).
W rozpoczętej właśnie emisji Cavatina oferuje z kolei 9,6 proc. w euro, a więc stawkę zupełnie abstrakcyjną z punktu widzenia właścicieli depozytów we wspólnej walucie ulokowanych w polskich bankach. Na rynku europejskim stawka jest jednak zupełnie naturalna, nie dalej niż w kwietniu Kruk zapłacił 6,5 pkt proc. marży ponad EURIBOR (te obligacje w czwartek zadebiutowały w Sztokholmie, ale bez transakcji), podczas gdy Cavatina oferuje 6 pkt proc. marży. Tak czy inaczej, emisje w euro mogą oznaczać niższe koszty odsetkowe dla emitentów, którzy we wspólnej walucie osiągają przynajmniej część przychodów, a jednocześnie oferta obligacji nie ma konkurencji pod względem oferowanych stawek, przynajmniej z punktu widzenia posiadacza waluty, która zdaje się tracić do złotego z tygodnia na tydzień. Być może tego rodzaju emisje okażą się nieoczekiwanym hitem rynkowym w drugiej połowie roku.
Źródło: Obligacje / Emil Szweda