Publiczna oferta obligacji Kruka zakończyła się nadsubskrypcją. Nie byle jaką, bo popyt przekroczył wartość emisji 5,8-krotnie, co jest najwyższym wynikiem w historii. Suma złożonych zapisów (434 mln zł) była najwyższą od siedmiu lat.
Włączenie wyników emisji Kruka do rocznych statystyk pozwala już dziś powiedzieć, że w 2024 r. inwestorzy zgłosili najwyższy popyt w historii publicznych emisji obligacji adresowanych do inwestorów indywidualnych na bazie prospektów emisyjnych. Ich suma – 3,4 mld zł – jeszcze wzrośnie, bo trwają zapisy na obligacje Bestu (60 mln zł), PragmaGO (5 mln euro), a przyszłym tygodniu wystartują zapisy na obligacje Cavatiny.
Obserwując skalę przewagi popytu (łącznie był on w tym roku wyższy 2,5x od wartości ofert, a taka dysproporcja nie zdarzyła się nigdy wcześniej) emitenci będą zapewnię zainteresowani kolejnymi emisjami, więc tegoroczny rekord może zostać jeszcze poważnie wyśrubowany. Może nawet przekroczyć 4 mld zł, jeśli tylko Kruk zdecyduje się na ponowienie oferty i spotka się ona z równie dużym zainteresowaniem. Oczywiście emitenci będą chcieli pozyskać finansowanie jak najtaniej i należy spodziewać się presji na marże. W październikowej ofercie Kruk zaoferował 3,0 pkt proc. ponad WIBOR, czyli za jednym zamachem ściął marżę o 1 pkt proc. względem ostatniej tego typu emisji, z lutego br. Tylko raz Kruk uplasował publiczną emisję taniej – w 2015 r., a więc także roku doskonałym dla publicznych ofert, zaoferował 2,9 pkt proc. marży. Ten rekord może zostać pobity.
Niestety dla inwestorów, grono firm, które może wyjść na rynek z nowymi emisjami na podstawie prospektów jest wąskie. Poza wymienionymi, pewne (ale wcale nie duże) możliwości mają dziś Marvipol i Olivia Center, być może Dekpol doczeka się zatwierdzenia prospektu. Dyrektorzy finansowi, którzy prześpią rynkowe okno (bo warunki do taniego pozyskiwania finansowania nie utrzymają się wiecznie), nie muszą pluć sobie w brody, emisje „publiczne” bez prospektu (w cudzysłowie, bo choć prawo każe nazywać je publicznymi, to nie mogą być adresowane do więcej niż 149 inwestorów), też mogą być popularną formą pozyskiwania finansowania. W minionym tygodniu z takiej opcji skorzystało Ghelamco, które tym samym udowodniło, że cieszy się zaufaniem inwestorów kwalifikowanych (czyt. instytucjonalnych), co pomogło w odbiciu notowań obligacji dewelopera do wartości nominalnych.
Znamy już pełnię danych o rekordowej sprzedaży obligacji oszczędnościowych w miesiącach letnich. W czerwcu, lipcu i sierpniu wyniosła ona 33 mld zł, ale jednocześnie zadłużenie skarbu państwa wzrosło o 10,7 mld zł. Potwierdziły się więc nasze hipotezy, artykułowane jeszcze zimą – inwestorzy umarzali obligacje indeksowane inflacją i kupowali za nie nowe i wyżej oprocentowane serie, najchętniej o stałym oprocentowaniu. Wzrost inflacji w ostatnich miesiącach zahamował ten proceder. Przy inflacji rzędu 5 proc., obligacje indeksowane CPI naliczą 6-7 proc. odsetek, więc nie ma powodu by zamieniać je na nowe i, po ostatnich zmianach, już niżej oprocentowane serie.
Rynek hurtowy urządził sobie przedwczesne Halloween, z tą różnicą, że grozą powiało naprawdę. Rentowność amerykańskich dziesięciolatek wzrosła do 4,26 proc. (o 66 pkt bazowych w nieco ponad miesiąc), USA coraz częściej wypominane jest nadmierne zadłużenie i przede wszystkim zbyt wysokie koszty jego obsługi (już ponad 20 proc. wpływów podatkowych). To nie może się dobrze skończyć, ale ostatnie dwa dni tygodnia przyniosły upragnioną korektę. Rentowności naszych obligacji zabrakło dwóch punktów bazowych, żeby przebić tegoroczne szczyty, ale rynek cofnął się jak oparzony w ostatnich dniach. Czy tylko po to, by zebrać siły na kolejny atak? Konsekwencje nowej fali wyprzedaży obligacji skarbowych byłyby bardzo trudne do opanowania.
Źródło: Obligacje / Emil Szweda