Prawdopodobnie nikt nie spodziewał się, że po zeszłorocznych drastycznych spadkach cen w niemal każdej dziedzinie naszego życia, sytuacja odmieni się o 180 stopni w zaledwie kilkanaście miesięcy. Co więcej, w zeszłym roku doświadczyliśmy takich anomalii jak ujemne ceny ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych, a na stacjach benzynowych nie rzadko udawało się tankować poniżej 4 zł za litr. To jednak przeszłość i żyjemy w zupełnie innej rzeczywistości. Firmy na całym świecie wstrzymują produkcję ze względu na astronomiczne wzrosty cen energii, a my w Polsce tankujemy już powyżej 6 zł za litr benzyny. Co właściwie dzieje się na globalnym rynku energii? Czy jesteśmy w stanie jakoś zaradzić bieżącej sytuacji?
Globalny wzrost cen
Pierwszy raz od bardzo dawna cały świat zmaga się z problemem nadmiernej inflacji. Ma ona swoje podłoże w ogromnej stymulacji finansowej ze strony banków centralnych oraz rządów w reakcji na wprowadzane ograniczenia związane z pandemią. Druga rzecz to powiązane w tym wszystkim problemy podażowe. Do tego wszystkiego dołączamy drożejące surowce energetyczne i mamy gotowy scenariusz na szok inflacyjny. Co w zasadzie drożeje? Wszystko! W ciągu roku ceny gazu w Wielkiej Brytanii czy w Europie wzrosły o 500-600%! Węgiel drożeje na całym świecie od 100 do 150% w okresie zaledwie 12 miesięcy. Niewiele gorzej ma się również ropa naftowa czy gaz w Stanach Zjednoczonych, gdzie wzrosty można liczyć w kilkudziesięciu procentach. Gdzie w takim razie szukać przyczyny tych wzrostów?
Geneza wzrostu cen surowców energetycznych
Przede wszystkim musimy cofnąć się w czasie o niemal 20 lat, kiedy to za sprawą Unii Europejskiej rozpoczął się system udzielania praw na emisję dwutlenku węgla. Po co? W celu walki z globalnym ociepleniem. Kraje UE i w ślad za nimi również inne rejony świata chcą mocno ograniczyć emisję gazów cieplarnianych w celu spowolnienia procesu zmiany klimatu. Elektrownie, ciepłownie, czy przedsiębiorstwa przemysłowe dostają pozwolenia na emisję. Ich liczba jest jednak ograniczona. Jeśli dane przedsiębiorstwo wie, że wyprodukuje więcej dwutlenku węgla, musi takie pozwolenia na emisję kupić. Z roku na rok liczba pozwoleń zmniejsza się, co prowadzi do wzrostu cen i jednocześnie podwyższenia kosztów produkcji energii elektrycznej czy produktów i usług oferowanych przez firmy.
Najprostszym rozwiązaniem w celu ograniczenia kosztów byłaby rezygnacja z paliw kopalnych. Nie jest to jednak takie proste, ale proces ten postępuje. Wiele krajów zdecydowało się na używanie gazu w celu produkcji energii elektrycznej. Jest on droższy, ale jednocześnie przynosi dwukrotnie mniej emisji CO2 oraz zdecydowanie mniej innych odpadów. Oprócz tego postępuje rezygnacja z konwencjonalnych źródeł, przede wszystkim z węgla, na rzecz elektrowni wiatrowych, solarnych czy wodnych. Wszystko wydaje się być przemyślane. Koszty pozwoleń rosną, co zmusza do przejścia na mniej emisyjne surowce jak gaz czy na źródła odnawialne. Pojawił się jednak problem.
Zima w sezonie 2020/2021 była naprawdę mroźna i doszło do redukcji zapasów gazu niemal na całym świecie. Następnie nastąpiło ciepłe lato i zapasy gazu były dalej używane do produkcji energii ze względu na zwiększone zapotrzebowanie z klimatyzatorów. Do tego wszystkiego dołączmy sezon niskiej wietrzności w Wielkiej Brytanii, ograniczoną ilość słońca w Niemczech czy w końcu niski stan wód wywołany małymi opadami w Norwegii, we Włoszech czy w Hiszpanii, który nie pozwalał na pełne działanie elektrowni wodnych. To jednak nie koniec. Warto pamiętać, że głównym dostawcą gazu do Europy jest Rosja, która może prowadzić polityczne rozgrywki, ale z drugiej strony ma też ograniczone możliwości przesyłu gazu do Europy. Między innymi dlatego powstał bardzo nielubiany u nas rurociąg Nord Stream 2. Proces jego zatwierdzenia jednak trwa, a sezon uzupełniania zapasów w Europie praktycznie się skończył.
Jak dużo będziemy płacić?
Polska nie jest tak naprawdę w złej sytuacji w tym wszystkim. Zapasy gazu są wysokie i wciąż mamy spore ilości węgla. Oczywiście to węgiel jest kluczowym surowcem dla naszej energetyki, ale to będzie zmieniało się w przyszłości. Z pewnością w pewnym momencie będziemy musieli zapłacić więcej. Elektrownie mają coraz większe koszty związane z zakupem węgla, natomiast gaz do ogrzewania domów również drożeje. Podwyżki są nieuchronne. Ceny gazu na Towarowej Giełdzie Energii wzrosły w tym roku już o ponad 200%. Wstępne wyliczenia mówią, że miesięczny rachunek za ogrzewanie domu wzrośnie o ok. 20% w porównaniu do poprzedniego roku,a w przyszłym roku może być jeszcze drożej. To właśnie na przyszły rok zapowiadane są spore podwyżki na dostawę energii elektrycznej. Mają one wynosić 10-15%, choć sami dostawcy energii chcieliby podwyżek 20-30%. To efekt rosnących cen na rynku hurtowym, które z kolei rosną również poprzez ceny pozwoleń na emisję dwutlenku węgla, które sięgnęły 55-65 euro za tonę! W zeszłym roku w analogicznym okresie ceny nie przekraczały 25 euro.
Niestety to nie jest jednak koniec podwyżek dla konsumentów. Już w tym momencie odczuwamy skutki drożejącej ropy naftowej. Cena benzyny oscyluje już przy poziomie 85 dolarów za baryłkę. W zeszłym roku na koniec października ceny wynosiły poniżej 40 dolarów za baryłkę. Globalny popyt na ropę wciąż nie powrócił do poziomów sprzed pandemii, ale obecny kryzys energetyczny znacznie zwiększa na nią popyt. Rynek przerzuca się z węgla na gaz ze względu na mniejsze emisje. Niedobór energii z odnawialnych źródeł prowadzi do tego, że ponownie świat spogląda w kierunku węgla. Wysokie ceny gazu i węgla powodują, że rynek widzi również ropę jako źródło energii elektrycznej. Już w tym momencie OPEC ocenia, że popyt wzrósł o pół miliona baryłek na dzień, a może być jeszcze więcej. Nic dziwnego, jeśli gaz w dostawie do Azji często przekracza poziom 150 dolarów za ekwiwalent baryłki ropy! Oczywiście cały świat nie przerzuci się obecnie tylko na ropę czy inne źródła, ale z pewnością najbliższe miesiące sezonu grzewczego to czas niepewności.
Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji?
Na ten moment wszystko zależy od pogody. Surowców na opał nie powinno zabraknąć. Ich koszt będzie jednak znacznie wyższy. Prawdziwym problemem jest jednak to, że przemysł może takich podwyżek nie udźwignąć. Na całym świecie produkcja w sektorach energochłonnych stanęła w momencie niedoborów energii. Huty metali stanęły w Chinach, Indiach, Ameryce Południowej, czy również Brazylii. Jedynie kilkudniowe problemy z dostawami energii w Chinach ze względu na niski stan zapasów węgla doprowadził do tego, że gospodarka rozwinęła się w III kwartale tego roku zasadzie najwolniej od kilkudziesięciu lat (nie licząc oczywiście zapaści związanej z pandemią). Zastoje produkcyjne w wielu sektorach mogą doprowadzić do tej samej sytuacji, którą obserwujemy teraz na rynku półprzewodników. Produkcja telefonów, komputerów czy samochodów jest bardzo często wstrzymywana.
Podsumowując, mamy obecnie wysoką inflację i ryzyko spowolnienia gospodarczego w związku z brakiem dostaw energii. Jednocześnie banki centralne na świecie rzuciły praktycznie wszystkie instrumenty na ratunek gospodarki w trakcie pandemii i niechęć do wycofania się z tej polityki utrudnia obecnie walkę z zagrożeniem inflacyjnym – ewentualne mocniejsze podwyżki mogą bowiem uderzyć mocniej w dochody realne konsumentów.
Czy wobec tego nie można wyprodukować więcej surowców energetycznych? OPEC+ nie chce produkować więcej, obawiając się spowolnienia w późniejszym okresie. Gazprom nie chce jedynie krótkoterminowo zwiększać dostaw, planując raczej długoterminowe kontrakty. Unia Europejska tymczasem planuje wprowadzić wspólne zapasy gazu w przyszłości. Z pewnością świat po nadchodzącej zimie zajmie się problemem dostępu do energii, ale teraz wydaje się, że jest już za późno na ratunek. Na ten moment znajdujemy się na łasce pogody.
Czy inwestor jest w stanie wykorzystać tę sytuację?
Nie jest wykluczone, że w przypadku dalszej obniżki temperatur, zapotrzebowanie na gaz i ropę będzie rosło. Właśnie dlatego świat spekuluje o poziomie 100 dolarów za baryłkę w trakcie sezonu zimowego (instrumenty OIL i OIL.WTI), czy wzroście cen gazu w USA do poziomu dwucyfrowego (obecnie ok. 5 dolarów za kontrakt na milion brytyjskich jednostek grzewczych, instrument NATGAS). Oprócz samych surowców mamy również do dyspozycji setki spółek działających w sektorze ropy, węgla i gazu. Jedynie na przestrzeni roku, większość z nich zyskała od 50% do nawet 150%! Dla przykładu Devon Energy zajmujący się wydobyciem ropy i gazu z łupków zyskał ponad 150% od początku tego roku. Exxon Mobil to wzrost „zaledwie” o 50% w tym roku. Szczególnie wartą uwagi spółką jest Cheniere Energy, która jest operatorem terminali LNG. Spółka zyskała ponad 75%. Z kolei w Europie uwagę skupia Gazprom, który w notowaniach w Londynie zyskał również ok. 75%. Spółki paliwowe takie jak Shell, BP oraz Eni zyskały nieco ponad 40% od początku tego roku. Wreszcie notowane są same prawa do emisji (instrument EMISS), których ceny mogą rosnąć pod wpływem większego zapotrzebowania na energię z „brudnych” źródeł.
Źródło: XTB / Michał Stajniak, Starszy Analityk Rynków Finansowych