Nie będzie chyba przesadą powiedzenie, że Putin dąży do przywrócenia ZSRR i wzmocnienia współpracy z Chinami.
Napięte relacje między Rosją a Ukrainą stanowią niewątpliwie istotne ryzyko nie tylko z punktu widzenia rynków finansowych, ale również bezpieczeństwa i suwerenności innych europejskich państw. Po tym jak kilka lat temu Rosji udało się zaanektować Krym, teraz Putin stara się wykorzystać swoje pięć minut, aby zrobić kolejny, znacznie istotniejszy, krok w tym samym kierunku. Tymi pięcioma minutami są tutaj warunki atmosferyczne panujące w Europie – zima, które wzmacniają pozycję negocjacyjną Putina. Chodzi oczywiście o dostawy rosyjskiego gazu do Europy, które stały się w ostatnich miesiącach swoistą kartą przetargową w strategii pt. Nord Stream 2. Gdy zimą zapotrzebowanie na surowiec z Rosji jest większe, Putin może liczyć na względną bierność Unii Europejskiej w przypadku potencjalnej inwazji na Kijów pod groźbą odcięcia dostaw gazu.
Po drugiej stronie stoi jednak suwerenność Ukrainy, ale także dobrobyt gospodarczy, gdyż wschodnie rejony tego państwa są kluczowe z gospodarczego punktu widzenia. Gdyby teraz Putinowi udało się zagrabić tak istotny fragment naszych wschodnich sąsiadów, wówczas można zakładać stopniowy proces rozbioru Ukrainy. Na tym prawdopodobnie by się nie skończyło, gdyż apetyt Rosjan będzie najpewniej rósł, a na celowniku do podboju mogą stanąć inne kraje. Nie będzie chyba przesadą powiedzenie, że Putin dąży do przywrócenia ZSRR i wzmocnienia współpracy z Chinami. Taka strategia mogłaby istotnie zwiększyć pozycję obydwu mocarstw w relacjach z UE oraz USA. Czy jednak grozi nam faktycznie scenariusz wojny?
Im Rosja dłużej będzie czekać, tym prawdopodobieństwo takiego scenariusza będzie spadać. Przynajmniej w najbliższym czasie. To zasługa stopniowej poprawy warunków atmosferycznych w Europie i mniejszej siły przetargowej Putina w kontekście szantażu dostawami gazu. Co więcej, ostatnie dane pokazują, że dostawy surowca gazociągami Gazpromu do Europy są aktualnie dwa razy mniejsze niż dostawy LNG spoza Rosji. Częściowo to zasługa dostaw skroplonego gazu z USA, który to kraj w ostatnim czasie zaangażował się negocjacyjnie, jeśli chodzi o zapewnienie dostaw surowca do Europy w razie konfliktu zbrojnego na Ukrainie. W grę wchodzą tym samym dostawy z Kataru, ale też innych państw. Wydaje się, że dywersyfikacja na tym polu jest niezbędna i w dłuższym okresie, w przypadku wypracowania długoterminowych kontraktów, powinna zmniejszyć uzależnienie europejskich państw od rosyjskiego gazu.
Z rynkowego punktu widzenia wpływ kryzysu na Ukrainie był dotychczas widoczny najbardziej w dwóch zaangażowanych państwach. Rosyjski indeks od połowy miesiąca stracił kilkanaście procent, rubel do dolara osłabił się w tym samym czasie o 6%, znaczne spadki dotknęły również ukraińską hrywnę oraz tamtejszy rynek obligacji. Patrząc jednak na kształt krzywej rentowności ukraińskich papierów denominowanych w USD widać wyraźnie, że rynek widzi największe prawdopodobieństwo eskalacji w najbliższym czasie. W konsekwencji krzywa odwróciła się, a rentowności obligacji krótkoterminowych znajdują się już powyżej 20%, zaś dochodowość papierów długoterminowych jest bliższa poziomowi 10%. Największym ryzykiem jest tutaj ewentualna niewypłacalność Ukrainy i brak wykupu zapadających w tym roku obligacji. Taki scenariusz mógłby mieć miejsce, gdyby Ukraina przeznaczyła swoje rezerwy walutowe (blisko 30 mld USD na koniec ubiegłego roku) w znacznym stopniu na działania zbrojne. Kolejne doniesienia z tamtejszego frontu będą zapewne mieć znaczny wpływ na rynki finansowe. Niemniej jednak, jeśli obecna sytuacja będzie się przeciągać i nie będzie oznak rychłego ataku ze strony Putina, wówczas nie można wykluczyć zwrotu w wycenach różnych aktywów. Niepewność jest jednak wyjątkowo wysoka, ale i premia za nią pokaźna.
Źródło: Noble Funds TFI / Arkadiusz Balcerowski