Znamy skalę zagrożenia związanego z rozprzestrzenianiem się koronawirusa, przeżyliśmy brutalny atak paniki na rynkach finansowych i wciąż czekamy na realizację skupu aktywów przez banki centralne. Wydaje się, że może to być dobry czas na inwestycje w fundusze, bowiem gdy przyjdzie uspokojenie, możemy długo wspominać okazje z wiosny 2020 r., uważa główny strateg i zarządzający funduszami w Skarbiec TFI Kamil Sobolewski.
„Po gwałtownej przecenie duża część akcji czy obligacji wyceniona jest atrakcyjnie. Z największym ryzykiem wiążą się te fundusze, w których aktywa nadal 'pamiętają’ ceny sprzed miesiąca czy kwartału. Akurat w mojej firmie takich funduszy kapitałowych nie mamy. Fundusze, którymi zarządzam, wyceniane są do aktualnego rynku, a udział lokat niepłynnych mamy symboliczny. Jak każdy nasz zarządzający, podchodzę do zadania aktywnie i pilnuję, by mieć w portfelu takie papiery wartościowe, które w nieuzasadniony sposób straciły na obserwowanej panice, nie różnicującej, co dobre i co złe. Nie przejmuję się przesadnie zmianami cen w skali dni, bo nie na tym polega inwestowanie” – napisał Sobolewski w komentarzu przesłanym ISBnews.
Na przykład, część emitentów dłużnych o ratingu inwestycyjnym, nie związanych specyficznie z pandemią lub wręcz na nią względnie odpornych, płaci dziś za obligacje ponad 2 razy lepiej niż w lutym, a pewna drobna część spółek korzysta ze wzmożonego popytu na środki medyczne czy narzędzia do pracy zdalnej, wskazał.
„Wierzę, że świadomi klienci nie będą podejmować pochopnych kroków w oparciu o informacje z kilku dni roboczych. Kiedy leje się krew, czas myśleć o kupowaniu, nie o sprzedawaniu. Ja realizuję taką politykę w bardziej śmiałych produktach inwestycyjnych. Znamy skalę zagrożenia, przeżyliśmy brutalny atak paniki, a wciąż czekamy na realizację skupu aktywów przez banki centralne. Może to dobry czas na inwestycje w fundusze?” – stwierdził zarządzający.
Sobolewski zaznacza jednocześnie, że zachowanie rynków jest naprawdę nerwowe, bo spadły ceny nie tylko obligacji śmieciowych, ale nawet obligacji Niemiec, Francji czy państw Europy Środkowo-Wschodniej.
„Spadki wycen tych obligacji o kilka czy nawet dwadzieścia kilka procent w mojej ocenie w żadnym razie nie odpowiadają zmianie fundamentów. To po prostu lęk przed podażą wobec wolniejszej reakcji EBC czy FED niż rządów w tych strefach walutowych” – dodał.
Podkreślił ponadto, że rynki finansowe, w obecnej sytuacji, powinny pełnić dwie funkcje: przekazywać środki pieniężne od oszczędzających do potrzebujących kapitału na inwestycje, a także zapewniać informację o cenach.
„Ile należy zapłacić za kredyt? Które decyzje rządów czy zarządów są korzystne dla kraju czy spółki, a które wręcz przeciwnie? Tego właśnie powinniśmy się dowiedzieć z rynków finansowych. Niestety, dziś oszczędzający wykonują nerwowe ruchy, a inwestujący nie są w stanie zaspokoić ich oczekiwań w tydzień podczas kryzysu. Nie działa ani transfer pieniądza do najlepszych okazji, ani racjonalne ustalanie jego ceny, zaburzone wpływem banków centralnych. Rynki finansowe muszą poczekać na swoją kolejkę, ale gdy przyjdzie uspokojenie, możemy długo wspominać okazje z wiosny 2020” – podsumował Sobolewski.
Źródło: ISBnews