Warsaw Enterprise Institute (WEI) stoi na stanowisku, że nie istnieje dobre uzasadnienie dalszego wstrzymywania działalności obiektów sportowo-rekreacyjnych. Przy zachowaniu reżimu sanitarnego nie występuje tam zwiększone ryzyko zakażenia koronawirusem, a zaniedbanie aktywności fizycznej prowadzi do istotnego pogorszenia się stanu zdrowia publicznego, podała organizacja.
„Szeroko rozumiana branża sportowa (siłownie, baseny, stoki narciarskie) jest istotną gałęzią polskiej gospodarki, a zaproponowana w Tarczy Antykryzysowej 6.0 pomoc nie uchroni jej przed bankructwami w przypadku wydłużonego lockdownu. W związku z tym Warsaw Enterprise Institute postuluje jak najszybsze otwarcie siłowni, klubów fitness czy pływalni przy zachowaniu zaostrzonego reżimu sanitarnego” – czytamy w komunikacie.
Proponowany reżim sanitarny po ponownym otwarciu klubów fitness jest następujący:
− 12 m2 na jednego ćwiczącego w strefach czerwonych, 7 m2 w strefach żółtych, a w strefach zielonych zmiana na 4 m2/1 os.,
− dystans społeczny: 2 metry odległości,
− obowiązkowe maseczki w trakcie pobytu w lokalu,
− zwiększona częstotliwość serwisu sprzątającego,
− częstsza wymiana powietrza,
− zwiększona liczba stacji z płynami do dezynfekcji rąk i sprzętu sportowego,
− obowiązek dezynfekcji sprzętu sportowego przez klientów po każdorazowym jego użyciu.
„Dzisiejszy stan wiedzy na temat koronawirusa, jego zjadliwości i zaraźliwości, jest znacznie większy niż w marcu 2020 r., gdy wprowadzano na świecie pierwsze lockdowny. Pozwala on na ocenę, gdzie przyjęte restrykcje poszły za daleko, a gdzie powinny być zaostrzone jeszcze bardziej. Jak się okazuje, ogólnopojęta branża fitness należy do tej pierwszej grupy, a mimo to minister zdrowia Andrzej Niedzielski sceptycznie wyraża się o jej szybkim odmrażaniu. W pierwszej kolejności mają zostać otwarte placówki handlowe czy szkoły, a siłownie 'są
na końcu listy’. To stanowisko niezrozumiałe i będzie miało poważne koszty społeczno-gospodarczo-zdrowotne” – czytamy dalej.
Po pierwsze, nie istnieją dobre dane naukowe, które potwierdzałyby tezę, że kluby fitness sprzyjają wzrostowi zakażeń koronawirusem. Minister Niedzielski powołuje się co prawda na pracę opublikowaną 10 listopada 2020 r. w 'Nature’, która do miejsc ryzyka epidemiologicznego obok restauracji zalicza właśnie kluby fitness. Minister nie wspomina jednak, że – jak sami autorzy wspomnianej pracy zauważają – daje ona praktyczne wytyczne służące opracowaniu zasad ich ponownego otwierania. Pozwala np. wyliczyć maksymalną dopuszczalną liczbę osób w danym obiekcie. Należy też zauważyć, że praca z 'Nature’ opiera się na matematycznym wymodelowaniu szansy zarażenia się w danych miejscach, a nie na badaniach empirycznych, które pokazywałyby, do ilu zakażeń tam doszło faktycznie. Tymczasem istnieją liczne badania empiryczne wskazujące, że w obiektach fitness dochodzi do marginalnej wręcz liczby zakażeń. Np. w norweskim badaniu opublikowanym 17 listopada 2020 r. na portalu medrixiv.com2 przeanalizowano skutki otwarcia klubów fitness w Oslo, które miało miejsce 22 maja 2020 r. przy zachowaniu zaostrzonego reżimu sanitarnego. Badaniem objęto próbkę 3 764 osób, z czego 1 896 przypisano do grupy trenujących. Po 14 dniach przeprowadzono testy na obecność wirusa. Zaledwie jedna osoba z grupy ćwiczących okazała się zakażona Covidem, ale – jak się okazało w wyniku wywiadu sanitarnego – do zakażenia doszło w miejscu pracy, a nie na siłowni. Po 21 dniach zaś 11 osób w grupie ćwiczącej i 27 osób w grupie niećwiczącej otrzymało pozytywny wynik w teście na przeciwciała, wskazuje WEI.
Po drugie, regularny trening poprawia zarówno zdrowie fizyczne, jak i psychiczne ćwiczącej populacji. Ograniczenie aktywności fizycznej w czasie pandemii będzie miało negatywne długofalowe skutki, których koszty mogą znacznie przewyższyć zyski z marginalnej redukcji zakażeń wynikającej z zamrożenia branży fitness.
Po trzecie, branża sportowo-rekreacyjna to obecnie prężna gałąź polskiej gospodarki, a rozwiązania zaproponowane w tarczy antykryzysowej nie są w stanie uchronić jej przed falą bankructw w wypadku przedłużającego się lockdownu. Samą tylko wartość rynku klubów fitness szacuje się na ok. 96 mld dolarów globalnie, w Polsce na ok. 1 mld dolarów (dane za 2019 r.). Do tego doliczyć należy przychody z działalności m.in. stoków narciarskich, ścianek wspinaczkowych czy pływalni. Dla porównania i wyczucia skali roczne przychody wszystkich klubów polskiej Ekstraklasy to zaledwie ok. 15% tej kwoty, mniejsze też będą dochody budżetu państwa z tytułu wprowadzonego właśnie podatku cukrowego. Trudno więc o branży sportowo-rekreacyjnej mówić jako o branży o niewielkim znaczeniu. Przed pandemią działało w Polsce ok. 3,5 tys. klubów fitness, zatrudniających w sumie ok. 50 tys. pracowników, z których usług korzystało ponad 4 mln ćwiczących. Nie można także zapomnieć o pracownikach zatrudnionych w usługach powiązanych, takich jak sprzątanie czy sprzedaż suplementów – spadek aktywności fizycznej dotyka także ich. Pomoc rządowa dla branż zamrożonych obejmuje m.in. odroczenie płatności zaliczek PIT, zwolnienie ze składek ZUS, świadczenia postojowe, czy dotację w wysokości 5 tys. zł – wszystko to pod warunkiem wykazania odpowiedniego spadku przychodu, podkreślono.
O ile instrumenty te mogą pomóc w tymczasowym utrzymaniu zatrudnienia, to w żadnym razie nie wystarczą na pokrycie kosztów stałych, które stanowią główne koszty obiektów sportowych. Przykładowo w dużych miastach kluby fitness mieszczące się w galeriach handlowych płacą średnio ok. 85 tys. zł miesięcznie za czynsz i opłatę eksploatacyjną oraz ok. 20 tys. za dzierżawę sprzętu – wynagrodzenia pracowników to z kolei koszt ok. 40-50 tys. zł miesięcznie. Jeśli branża sportowa będzie skazana na wydłużenie lockdownu, należy spodziewać się fali bankructw, a w efekcie zwolnień. Osoby zwolnione będą rozważać przekwalifikowanie się, a to oznacza, że po pandemii ze względu na deficyt rąk do pracy branży trudniej będzie wrócić na ścieżkę wcześniejszego rozwoju. Do tego wszystkiego pośrednie koszty poniosą także firmy z branżą niezwiązane. Firmy będą notować wyższą absencję pracowniczą, którą regularny wysiłek ogranicza. W zwykłych czasach koszty absencji pracowniczej wynikające z nieaktywności fizycznej to ok. 7 mld zł rocznie. Warto też nadmienić, że osłabiona branża fitness, obecnie należąca do polskiego kapitału, może zostać częściowo wykupiona przez inwestorów zagranicznych – co do zasady nie jest to złe, ale gdy odbywa się w wyniku naturalnych procesów rynkowych, a nie sztucznie wykreowanej przez rząd sytuacji, podano także w materiale.
„Jako Warsaw Enterprise Institute postulujemy odmrożenie branży rekreacyjno-sportowej z zachowaniem zaostrzonych rygorów sanitarnych przedstawionych na początku tego artykułu. Fakt, że inne kraje także wprowadzają lockdown w żadnym razie nie oznacza, że są to działania usprawiedliwione, skuteczne i racjonalne – są raczej objawem gorączkowego, choć bezmyślnego wybrnięcia z kryzysu wywołanego przede wszystkim indolencją instytucji państwa, takich jak ochrona zdrowia. To państwo wzięło na siebie to zadanie i to państwo na tym froncie poległo. Zmuszanie przypadkowo wybranych podmiotów do ponoszenia kosztów tej porażki jest błędem, którego konsekwencje będziemy jeszcze długo odczuwać” – podsumowało WEI w stanowisku.
Źródło: ISBnews