Po dynamicznych spadkach cen ropy naftowej do minusowych poziomów w drugiej połowie kwietnia, inwestorzy zaczęli zwracać szczególną uwagę na dane dotyczące zapasów ropy w Stanach Zjednoczonych. Dalszy ich dynamiczny wzrost mógłby bowiem oznaczać, że sytuacja gwałtownego wyprzedawania wygasających kontraktów na ropę mogłaby się znów pojawić.
W bieżącym tygodniu dane dotyczące zapasów nie przyniosły jednak tak wielu emocji, jak można by się było spodziewać. Najpierw, negatywnym akcentem okazały się wtorkowe dane Amerykańskiego Instytutu Paliw, który oszacował, że w minionym tygodniu zapasy ropy w USA wzrosły o 8,44 mln baryłek, podczas gdy oczekiwano ich zwyżki o 8,1 mln baryłek. Ten odczyt rozbudził obawy o niepokojąco duży wzrost zapasów i powtarzanie się problemu braku miejsca w amerykańskich magazynach.
Jednak już środowy raport Departamentu Energii pokazał, że zwyżka zapasów ropy była mniejsza i wyniosła 4,59 mln baryłek. W czasach przed pandemią oznaczałoby to dużą zwyżkę zapasów, jednak teraz ten odczyt został przyjęty z ulgą, bo pokazał, że tempo wzrostu zapasów ropy w USA może wyhamowywać. Inwestorzy traktują te dane jednak z ostrożnym optymizmem, ponieważ zapasy nadal przecież rosną, przyczyniając się do zapełniania amerykańskich magazynów ropy.
Na rynku ropy pojawił się jeszcze jeden pozytywny odczyt, który może polepszyć nastroje inwestorów. Dane dotyczące handlu zagranicznego Chin pokazały, że kwietniowy import ropy naftowej do tego kraju wyniósł średnio 10,42 mln baryłek dziennie, a więc był większy niż w marcu (wtedy znalazł się on na poziomie 9,68 mln baryłek dziennie). Może być to znak, że chiński popyt na paliwa stopniowo odżywa, a chińskie rafinerie zwiększają swoją działalność operacyjną.
Ożywienie popytu na ropę w Chinach to pozytywny sygnał, jednak na razie nie robi on większego wrażenia na inwestorach. Prawdopodobnie czekają oni na kolejne optymistyczne dane, wychodząc z założenia, że „jedna jaskółka wiosny nie czyni”.
Źródło: ISBnews / Paweł Grubiak, Superfund TFI