Gdy polska konsumpcja notuje „wyraźny zjazd”, przemysł może być tym sektorem, który będzie prezentował się całkiem nieźle w br., a zatrudnieni w nim swoimi płacami dają mocny impuls dla handlu i usług, uważa główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej (KIG) Piotr Soroczyński.
„Przemysł od dekad jest kołem zamachowym dla polskiej gospodarki. Również i tym razem. Przemysł produkując dużo, zatrudnia wielu pracowników i dobrze im płaci. Gdy polska konsumpcja notuje wyraźny zjazd, przemysł może być tym sektorem, który będzie prezentował się całkiem nieźle. A pracujący w przemyśle swoimi płacami dają mocny impuls dla handlu i usług, poprawiając tam wyniki i popyt na pracę” – powiedział Soroczyński w rozmowie z Business Insider Polska.
Portal wskazuje, że nowe dane będą wpisywać się w ten trend – o godzinie 10.00 w poniedziałek Główny Urząd Statystyczny (GUS) poda dane o cenach i dynamice produkcji sprzedanej w polskim przemyśle. Konsensus rynkowy zakłada bowiem, że produkcja sprzedana przemysłu w styczniu powinna wzrosnąć o 4,3% r/r. Wyniki będą też lepsze niż te grudniowe.
„Wiele wskazuje na to, że dynamika przemysłu w ujęciu rok do roku za styczeń będzie lepsza niż grudniowa. Szok energetyczny mija, do tego w styczniu było więcej pracujących dni niż przed rokiem, podczas gdy w grudniu czas pracy był krótszy niż przed rokiem. Sprzedaż nie będzie zapewne gigantycznie duża, czasy wciąż są ciężkie, ale spodziewam się ok. 3% lepszego wyniku niż rok wcześniej. To dobra wiadomość” – skomentował Soroczyński.
Według głównego ekonomisty, na to, że przemysł ma się tak dobrze, gdy reszta gospodarki jest w opałach, wpłynęło kilka czynników. Jego zdaniem, wynika to głównie z faktu, że działa przede wszystkim z nakierowaniem na zagranicę.
„Pamiętajmy, że ok. 70% produkcji przemysłowej w Polsce jest skierowana na eksport. A to oznacza, że jest mniej uzależniony od bardzo złej koniunktury w Polsce, w której konsumenci będą uważniej oglądać każdy grosz” – dodał Soroczyński.
Jak zauważył portal, pozornie wydaje się, że to żaden atut. Zwłaszcza że nasz największy partner gospodarczy, czyli Niemcy również odnotował spadek PKB w porównaniu do kwartału wcześniej (-0,2%). Zdaniem głównego ekonomisty KIG, nie musi to jednak oznaczać dla nas tak wielkich kłopotów.
„Na Zachodzie w trudnym okresie firmy tracą przywiązanie do dotychczasowych dostawców, rozglądają się za innymi dostawcami, bardziej elastycznymi, gotowymi oferować mniejsze bardziej zróżnicowane partie towaru dostarczane bardzo szybko, czasem też w konkurencyjnej cenie. Wygrywamy tym choćby z Dalekim Wschodem. W takich momentach możemy się pokazać. Przy czym trzeba zaznaczyć, że może to nie przełoży się na ogromne skoki sprzedaży, ale zapobiegnie zapaści. A w tak trudnej sytuacji ogólnoświatowej, to już dużo. Warto też podkreślić, że skala recesji, do jakiej szykujemy się w pierwszym kwartale, może być oglądana z dwóch różnych perspektyw. Cztery lata temu patrząc na takie dane, ekonomiści rwaliby włosy z głowy. Dziś „zahartowani” fatalnymi danymi z okresu pandemii i będą patrzeć bardziej wyrozumiale” – zaznaczył Soroczyński.
Zdaniem ekonomisty, polski przemysł może „złapać oddech” także dlatego, że spada inflacja PPI. Według konsensusu powinna wynieść za styczeń ok. 18,5% r/r wobec grudniowego poziomu 20,4% r/r.
„Szczyt PPI w miesiącach letnich w Europie Zachodniej oznaczał nawet podwyżki rzędu 50% r/r. U nas to było ok. 25% r/r – bardzo dużo, ale jednak szok wynikający z drogiej energii był u nas nieco mniejszy” – ocenia Soroczyński.
W końcu roku PPI obniżył się u nas w okolice 20% r/r, podkreślił.
Według niego, z biegiem czasu inflacja producentów będzie jeszcze bardziej słabnąć.
„Ceny przemysłowe wciąż będą u nas rosnąć, ale mniej niż przed rokiem, więc roczny wskaźnik PPI już wkrótce musi znacząco spaść po części za sprawą wysokiej bazy z ubiegłego roku” – wskazał główny ekonomista KIG.
Źródło: ISBnews