Prognozy dla rynku nieruchomości zakładają wzrost cen mieszkań w dłuższej perspektywie w efekcie m.in. wzrostu wynagrodzeń, ale mogą uwidocznić się duże różnice w zależności od miasta, wynika z wypowiedzi uczestników debaty „Nastroje na rynku nieruchomości” zorganizowanej portal Nieruchomosci-online.
„Moja prognoza bazowa na 2024 r. to nominalny wzrost cen mieszkań o 10-15%” – powiedział profesor Szkoły Głównej Handlowej i główny analityk Biura Informacji Kredytowej Waldemar Rogowski, cytowany w komunikacie.
„W dłuższym terminie, a więc w ciągu 5-10 lat, nieruchomości będą droższe. Nie oszukujmy się, gruntów nagle nie przybędzie, koszty pracy nie spadną, nie zostaną też złagodzone wymagania techniczne co do efektywności energetycznej budynków” – wskazał niezależny analityk rynku nieruchomości i założyciel portalu analiz FLTR Jan Dziekoński.
Dodał jednak, że w 2024 r. w sektorze mieszkaniowym może uwidocznić się duży rozstrzał cen.
„Mieszkanie od dewelopera w dobrej dzielnicy Krakowa może zdrożeć o 10-15%, ale cena mieszkania w kamienicy w kiepskiej dzielnicy Łodzi może spaść o 20%. Takie rozstrzały dostrzegamy czasami już dzisiaj. W niektórych miastach i w określonych segmentach ceny mieszkań wzrosły w ciągu roku prawie o 30%, a np. we Włocławku spadły o 15% nawet mimo 'Bezpiecznego Kredytu 2%'” – powiedział.
Zdaniem finansistów i ekonomistów zaproszonych do debaty Nieruchomosci-online, jednym z elementów wpływających na wzrost cen w 2024 r. może być spodziewany wzrost wynagrodzeń. Według prognoz Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE), w przyszłym roku tempo wzrostu wynagrodzeń w wyniesie 11,7% i będzie to napędzane silnym wzrostem płacy minimalnej.
„Czynnikiem determinującym sytuację na rynku mieszkaniowym jest dostępność. Jeśli wynagrodzenia w 2024 r. będą rosły, odpowiednio będą rosły ceny nieruchomości. Dyskutujmy na liczbach. W okresie ostatnich 16 lat ceny mieszkań na rynku wtórnym w Warszawie nominalnie wzrosły wprawdzie o ponad 90%, ale realnie o niecałe 9%. Rozumiem, że za metr mieszkania w Warszawie trzeba dziś zapłacić nawet 20 tys. zł, ale porównajmy nasze dochody z 2023 r. do dochodów z 2008 r.” – wskazał Rogowski.
„Rynek nieruchomości mieszkaniowych jest lustrem rynku pracy. Nasze pensje będą rosły, natomiast nie w każdej branży i nie w każdej lokalizacji. To jest problem” – dodał profesor Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu Bogusław Półtorak.
Przy okazji dyskusji o cenach uczestnicy debaty zwracali również uwagę, że w niektórych lokalizacjach stawki za metr są dziś ewidentnie przeszacowane.
„Oczywiście nie można wszystkich wrzucać do jednego worka. Dane płynące z mniejszych rynków nie wskazują na to, aby ceny były tam przeszacowane, bo nie mieliśmy tam też tak dużych wzrostów. O ewentualnym przeszacowaniu cen, czyli o nadmiernych oczekiwaniach sprzedających, możemy mówić jednak na pewno w kontekście kilku największych rynków, takich jak Warszawa, Kraków, Trójmiasto i Wrocław. Chociaż też nie w każdej lokalizacji i nie przy każdym standardzie” – wskazał Dziekoński.
Eksperci przedstawili również swoje prognozy dotyczące podaży, ponieważ w 2023 r. oferta mieszkań została mocno okrojona.
„Już sama zapowiedź 'BK2%’ spowodowała wzrost cen i wymiotła oferty. Zapowiedź padła w grudniu, a w styczniu w biurach deweloperów był wir sprzedażowy. Mieszkania schodziły na pniu. Można różnie oceniać ten program, natomiast z punktu widzenia momentu jego wprowadzenia to była katastrofa, teksańska masakra piłą mechaniczną. Chyba nie można było niczego gorszego zrobić dla rynku nieruchomości niż zapowiedzieć taki program i odroczyć go o pół roku. To dało czas wszystkim tym, którzy mieli gotówkę, żeby kupić mieszkanie (przed spodziewanymi wzrostami cen i popytu)” – powiedział prezes Profit Development i prezes wrocławskiego oddziału Polskiego Związku Firm Deweloperskich Tomasz Stoga, cytowany w materiale.
Zdaniem dewelopera, bardzo wyraźne odbicie podaży uniemożliwi w najbliższym czasie problem z dostępnością gruntów.
„Często słyszę, że deweloperzy mają tajne banki ziemi, których nie chcą uruchamiać, bo czekają, aby wygenerować większe marże. To paranoja. Deweloperzy chętnie uruchomiliby projekty i sprzedawali mieszkania. Problem nie leży w pieniądzach i popycie, ale w glebie. Deweloperzy mają problem z pozyskiwaniem nieruchomości gruntowych. Nad tym ubolewam, a wiadomości są złe i jeszcze gorsze. Przypominam, że niedawno weszła w życie nowa ustawa o zagospodarowaniu przestrzennym i to jest coś, co przemieli urbanistyczny układ tego kraju. Prawda jest więc taka, że inwestycji nie przybędzie lawinowo. Nie łudźmy się, że nagle zaczniemy budować dwa razy więcej” – powiedział Stoga.
Analitycy rynku dostrzegają jednak pewne szanse na lekkie zwiększenie liczby ofert w przyszłym roku.
„Są trzy czynniki, które na to wskazują. Pierwszym jest to, że nie będzie powszechnych wakacji kredytowych, a więc elementu łagodzącego konieczność sprzedaży mieszkań tam, gdzie kogoś za bardzo uwierała rata. Drugim czynnikiem jest to, że program 'BK2%’ może się zatrzymać, ponieważ skończy się budżet. Konieczna będzie zmiana ustawy, ale w nowej koalicji nie ma nawet konsensusu, czy ten program w ogóle wspierać. Popyt na mieszkania może się więc osłabić, tym bardziej że mamy też utrzymane wysokie stopy procentowe. Trzecią rzeczą, która prawdopodobnie nieco poprawi podaż, jest fakt, że 'BK2%’ po okresie marazmu faktycznie poprawił nastroje wśród deweloperów. Część projektów, która trafiła do zamrażarek, zaczyna powoli trafiać do oferty. Od kilku miesięcy widać, że stopniowo, powolutku podaż wzrasta” – wyjaśnił Dziekoński.
Źródło: ISBnews