Na rynku mieszkaniowym przebieg kryzysu związanego z pandemią Covid-19 może być łagodniejszy niż skutki poprzedniego kryzysu finansowego, którego szczyt przypadł na lata 2008-2009, oceniają eksperci JLL. Źródła tego optymizmu widzą w lepiej dziś dostosowanej do potrzeb Polaków ofercie deweloperów, niezmiennym zapotrzebowaniu na mieszkania i przesłankom makroekonomicznym nadal sprzyjającym inwestowaniu w nieruchomości.
„Nie wiemy, jak długo potrwa obecny kryzys. Poprzez analogię do poprzedniego, możemy wyróżnić trzy fazy kryzysu: zawału, reanimacji i rekonwalescencji. Dziś jesteśmy nadal w fazie zawału – nie wiemy, kiedy nastąpi szczyt zachorowań, jak będzie przebiegało odmrażanie gospodarki. Czekamy na moment reanimacji, która może trwać tygodnie, może miesiące. Potem rynek się ustabilizuje, ale na niższym poziomie niż w ostatnich kliku latach. Będzie do siebie dochodził przez kilka lat” – powiedział Kazimierz Kirejczyk z JLL podczas wideokonferencji.
Według niego, są jednak źródła „uzasadnionego optymizmu”.
„Na rynku mieszkaniowym jest obecnie inaczej [niż na początku kryzysu z 2008 r.] Mamy świetną sprzedaż i lepiej dostosowaną ofertę. Są też makroekonomiczne przesłanki, że sprzedaż na rynku pierwotnym może dość szybko wrócić” – dodał Kirejczyk.
„Otóż niski poziom stóp procentowych przy wysokiej inflacji jest bardzo zachęcający, żeby pieniądze z oszczędności trafiały na rynek mieszkaniowy” – oceniła dyrektor Działu Badań Rynku Mieszkaniowego w JLL Katarzyna Kuniewicz.
Kirejczyk podkreślił ponadto, że o ile popyt na wiele dóbr się nie akumuluje, to w przypadku mieszkań jest inaczej.
„Popyt na mieszkania się akumuluje. Po kryzysie popyt się nie ujawnia, ale zostaje zrealizowany z pewnym opóźnieniem” – wskazał, podkreślając, że potrzeby nabycia mieszkania nie znikną w związku z pandemią.
Według ekspertów JLL, także popyt inwestycyjny na mieszkania nie powinien drastycznie zmaleć.
„Te zakupy mają charakter długoterminowej inwestycji. Posiadanie mieszkania to ekwiwalent oszczędności. Oczywiście trzeba się liczyć, że ci potencjalni inwestorzy [na razie] się wstrzymają, aby poczekać na rozwój sytuacji” – podsumował Kirejczyk.
JLL przypomina, że w ciągu roku od rozpoczęcia poprzedniego kryzysu, czyli w okresie IV kw. 2008 – III kw. 2009 na sześciu rynkach, w porównaniu z okresem poprzednich czterech kwartałów (IV kw. 2007 – III kw. 2008 r.):
- sprzedaż spadła o 34%, z prawie 30 tys. do niespełna 19,7 tys.
- liczba mieszkań wprowadzonych do sprzedaży zmniejszyła się o 72,7%, z ponad 48 tys. do 13,2 tys.
- oferta na koniec okresu zmniejszyła się o 23,5%, z ok. 38 tys. do 29,3 tys.
- liczba gotowych niesprzedanych lokali wzrosła ponad trzykrotnie, a ich udział procentowy w ofercie z 6% do 26%, choć w jednych miastach szybko osiągnęła ona maksimum (w dwa kwartały we Wrocławiu), a w innych zajęło to półtora roku (Warszawa).
„Choć więc dziś pamiętamy przede wszystkim o załamaniu sprzedaży, to prawdziwa katastrofa dotknęła nową podaż. To w pewnym stopniu – choć tylko częściowo – złagodziło kryzys. Na koniec września 2008 r. oferta stanowiła ok. 80% rocznej sprzedaży, czyli wyprzedałaby się w nieco ponad trzy kwartały, gdyby tempo sprzedaży nie spadło, a żadne nowe projekty nie pojawiłyby się na rynku. Rok później czas potrzebny na sprzedaż całej dostępnej – mniejszej o blisko jedną czwartą niż w 2008 r. – oferty potrzeba już było prawie dziewięciu kwartałów” – czytamy w komentarzu.
Sprzedaż mieszkań na sześciu największych rynkach w Polsce wzrosła o 14% r/r do 18,9 tys. w I kw. 2020 r., poinformowało dziś JLL. W ujęciu kwartalnym także odnotowano wzrost: o 7%. Oznacza to, że epidemia koronawirusa nie uwidoczniła się mocno w danych za pierwsze trzy miesiące bieżącego roku – okres ten prawie w całości odznaczał się kontynuacją wcześniejszych trendów.
Źródło: ISBnews