Rynek kryptowalut tkwi w cenowym impasie. Od dwóch tygodni jego kapitalizacja oscyluje wokół 2 bln USD, a wzrostowe impulsy są szybko korygowane przez podaż.
Przedłużający się marazm na rynku kryptowalut to dla jednych oznaka końca trwającego od listopada trendu spadkowego, a dla drugich tylko przystanek na drodze do jego kontynuacji. Ja należę do tej drugiej grupy. Po pierwsze, trwający od dwóch miesięcy trend ma klasyczny układ coraz niższych dołków i szczytów, a skala wyprzedaży sięgająca 40% (zgodnie z danymi serwisu stooq.pl) uprawnia już do mówienia o średnioterminowej dominacji podaży. Na ten moment nie ma na wykresie sygnałów zwrotu. Wręcz przeciwnie – średnie kroczące z 50 i 200 sesji utworzyły formację krzyża śmierci, a oscylatory RSI i MACD znów zakręciły w dół.
Po drugie, bitcoin nie reaguje zwyżkami na pozytywne informacje. Entuzjazmu nie wywołał Elon Musk, który wprowadził płatności dogecoinem do Tesli. Wprawdzie to tylko memcoin, ale to wdrożenie oznacza kolejny krok na drodze do szerokiej adopcji kryptowalut. Odbicia nie wywołała też zapowiedź firmy Google o planach wprowadzenia usługi przechowywania kryptowalut. W tym celu gigant nawiązał nawet współpracę ze znanymi firmami z branży kryptowalutwej – BitPay i Coinbase. Bez większego echa przeszła też informacja, że giełda BitMEX przejmuje jeden z najstarszych niemieckich banków – Bankhaus von der Heydt. Gdyby „byki” faktycznie czekały w dokach startowych, to w minionym tygodniu dostały co najmniej trzy argumenty by te doki opuścić. Brak reakcji jest co najmniej niepokojący.
Po trzecie, słabość rynku kryptowalut pozostaje dodatnio skorelowana ze słabością Wall Street. W ostatnich dniach S&P500 spadł poniżej 50-sesyjnej średniej, a Nasdaq po raz pierwszy od blisko dwóch lat znalazł się poniżej swojej 200-sesyjnej średniej. Z kolei indeks grupujący amerykańskie spółki o małej kapitalizacji – Russel 2000 – wyznaczył nowe, roczne minimum. Wygląda na to, że kapitał zaczął wycofywać się z ryzykownych aktywów, do których bez wątpienia kryptowaluty również należą.
Po czwarte, w ostatnich dniach doszło do ożywienia na rynku złota i dolara. Cena kruszcu wzrosła do 1845 USD za uncję, a indeks DXY wrócił nad 95 pkt, zwiększając szansę na zakończenie spadkowej korekty. To zachowanie, przynajmniej w krótkoterminowym ujęciu, wpisuje się w scenariusz ucieczki od ryzyka i poszukiwania bezpiecznych przystani. A złoto i dolar bez wątpienia te ostatnie reprezentują.
I w końcu po piąte, aktualne zachowanie ceny bitcoina jest analogiczne do tego, co działo się podczas dwóch poprzednich cykli bessy. Innymi słowy aktualna ścieżka notowań w dużym stopniu pokrywa się z uśrednioną ścieżką zmian obejmującą poprzednie cykle. Trzymając się więc zasady, że „historia lubi się powtarzać” listopadowy rekord powinien być szczytem hossy, a to co dzieje się teraz to pierwsza fala spadkowa na długoterminowej ścieżce niedźwiedzi.
Źródło: ISBnews / Piotr Zając, CMC Markets