Podwyżki stóp procentowych stają się ostatnio bardzo popularnym tematem. W Polsce stopy wzrosły powyżej poziomu sprzed pandemii, jednak to nic w porównaniu do tego, ile wynoszą w Czechach. A tamtejszy bank centralny zapowiada: to wcale nie koniec.
Choć każdy kraj ma swoją specyfikę inflacji, jest podstawy są podobne – wpływ gigantycznego interwencjonizmu fiskalno-pieniężnego, ogromny wzrost cen energii (szczególnie w Europie) oraz zakłócenia w globalnych łańcuchach dostaw. Także to nie jest tak, że Czesi walczą z jakąś inną inflacją niż Polska (tak naprawdę jest ona nawet niższa bo wynosi obecnie 6%, choć wysoka jest inflacja bazowa: 7,8%), natomiast robią to zdecydowanie. Na wczorajszym posiedzeniu podnieśli stopy procentowe aż o 100 punktów bazowych i główna stopa wynosi aż 3,75% – to ponad dwukrotnie więcej niż w Polsce! Oczywiście na dzień dzisiejszy nie ma jednego przepisu na walkę z inflacją. Ekonomia to nie fizyka i nie jesteśmy w stanie stwierdzić z całą pewnością do jakiego poziomu oraz jak szybko powinny wzrosnąć stopy. Natomiast jeśli prześledzimy ostatnich kilkanaście lat na rynkach wschodzących, standardem były minimalnie dodatnie lub ewentualnie zerowe stopy realne (czyli stopa minus inflacja). Ponownie nie ma sensu porównywanie ich z obecną inflacją (czy tą, którą dostaniemy po podwyżkach cen energii w pierwszej połowie roku), ale jeśli w horyzoncie oddziaływania polityki pieniężnej (czyli powiedzmy przełom 2022/23) nadal mamy inflację na poziomie przynajmniej 5%, to właśnie takie stopy procentowe nie powinny być dla nas zaskoczeniem. Inną kwestią jest zdolność podniesienia stóp do potrzebnego poziomu. Czesi ją mają. Przed pandemią dług sektora publicznego wynosił zaledwie 30% PKB. Nie są więc pod politycznym pręgieżem utrzymania niskich stóp za wszelką cenę. Tak jak choćby EBC, które znajduje się w imadle pomiędzy horrendalnie zadłużonymi rządami, a w dużym stopniu motywowanym politycznie kryzysem politycznym. My jesteśmy pewnie gdzieś po środku – mamy pewną zdolność reakcji, ale czy będzie ona wystarczająca? Za sobą mamy trzy podwyżki stóp (łącznie o 165 punktów bazowych), ale obecnie zadanie dla Rady wydaje się trudniejsze (tj. wymagane dalsze zacieśnienie jest większe), niż gdy po raz pierwszy podnosiła w październiku stopy. Rynek pokazuje dokładnie co myśli o działaniach banków – kurs czeskiej korony do euro jest w okolicach poziomów sprzed wybuchu pandemii, podczas gdy kurs złotego do euro jest w okolicach apogeum kryzysu.
Czwartek na rynkach zaczął się w dobrych nastrojach. Inwestorzy szybko zapomnieli o poniedziałkowych problemach (w czym nadal pomaga rekordowa nadpłynność), a kolejne ograniczenia (tym razem w Chinach i Australii) nie robią na nich wrażenia. Dziś w USA ponownie mamy całkiem sporo danych. O 14:30 czekają nas listopadowe dane o inflacji PCE, wydatkach konsumentów i zamówieniach na dobra trwałe, zaś o 16:00 sprzedaż nowych domów oraz indeks nastrojów Uniwersytetu z Michigan. O 9:35 euro kosztuje 4,6323 złotego, dolar 4,0913 złotego, frank 4,4445 złotego, zaś funt 5,4774 złotego.
Źródło: XTB / Przemysław Kwiecień, Główny Ekonomista