Nawrót pandemii pogrąża ceny aktywów uznawanych za ryzykowne, w tym złotego. Kurs EUR/PLN może nawet kierować się w stronę najwyższych od ponad dekady poziomów 4,80-4,90, a USD/PLN ma szanse na osiągnięcie psychologicznej bariery 4,00. Opanowanie sytuacji epidemicznej może przynieść ulgę w II kwartale, ale na razie w najlepsze trwa ucieczka do „bezpiecznych przystani”, takich jak szwajcarski frank czy japoński jen.
Niepokojąca słabość złotego utrzymuje się kolejny dzień, a kurs EUR/PLN testuje właśnie maksima z marca i października 2020 r. Ich pokonanie, czyli wyraźne wyjście ponad poziom 4,63, mogłoby otworzyć drogę w kierunku poziomów widzianych ostatnio w 2009 r., czyli przedziału 4,80-4,90. Również USD/PLN, który jeszcze na początku roku znajdował się poniżej 3,70, a perspektywy związane z ultraluźną polityką Rezerwy Federalnej USA (Fed) dawały potencjał dalszego osłabiania się dolara, dziś kwotowany jest na poziomie 3,92. Przy utrzymaniu aktualnej dynamiki wzrostów testowanie przez USD/PLN okolic psychologicznej bariery 4,00 wydaje się kwestią nieodległego czasu. Powodów do zadowolenia nie mogą mieć również frankowicze. Kurs CHF/PLN po dojściu w okolice 4,1850 wprawdzie delikatnie się dziś osuwa, jednak w przypadku utrzymującej się awersji do ryzyka również i tu można spodziewać się dalszego ruchu „na północ”.
Za ucieczkę kapitału od „ryzykownych” aktywów, w tym walut rynków wschodzących, do których zaliczany jest polski złoty, odpowiadają przede wszystkim obawy związane z trzecią falą zachorowań, przechodzącą właśnie przez Europę. Skutkuje ona wprowadzaniem restrykcji zbliżonych poziomem do tych z wiosny ubiegłego roku. Nie zmieniają tego stanu wyjątkowo dobre odczyty PMI z największych gospodarek europejskich, które sugerują pozytywne nastawienie menedżerów w sektorze produkcyjnym i usługowym do warunków prowadzenia ich działalności. Daje to jednak nadzieję, że aktualne spadki, które obserwujmy na aktywach uważanych za bardziej ryzykowne, mają krótkotrwały charakter, a powrót do wzrostów może nastąpić już na początku nowego kwartału, od którego dzieli nas zaledwie tydzień. Taki scenariusz obowiązuje zresztą od wielu miesięcy. Eksperci już podczas drugiej fali zapowiadali nadejście trzeciego, dużo dynamiczniejszego wzrostu zachorowań pod koniec zimy, po którym nastąpi uspokojenie sytuacji, a w konsekwencji również odbicie gospodarcze. Obecne zachowanie rynków, tłumaczone głównie trybem „risk-off”, może mieć zatem charakter w dużej mierze spekulacyjny.
Jeżeli awersję do ryzyka na rynku walutowym mierzylibyśmy zaangażowaniem w waluty uznawane za bezpieczne, otrzymalibyśmy potwierdzenie hipotezy o zwrocie w ich kierunku. Obrazuje to nastawienie inwestorów przeprowadzających transakcje na rynku Forex za pośrednictwem platformy CMC Markets. 84% wartości ich pozycji na indeksie CHF stanowią te na wzrost, a na indeksie JPY jest to aż 98%. Nieco inaczej przedstawia się sytuacja na indeksie USD, gdzie wprawdzie w przewadze są inwestorzy nastawieni wzrostowo (76%), ale wartość ich pozycji stanowi zaledwie 20% ogółu. Odmienne podejście do dolara można uzasadniać zwiększoną podażą tej waluty. Właśnie rusza kolejny etap „rozdawania” czeków w ramach amerykańskiego programu pomocowego, a znaczna część z tych środków już w najbliższym czasie zasili rynki finansowe.
Dzisiejsze kalendarium makroekonomiczne nie wpłynie znacząco na zmienność cen walut, a przed nami jedynie dwie istotniejsze publikacje. Chodzi o ostateczny odczyt amerykańskiego PKB i cotygodniową aktualizacją danych z tamtejszego rynku pracy. Nawet wzbudzające zazwyczaj emocje wystąpienia bankierów centralnych są obecnie na tyle przewidywalne, że ich wpływ na rynek jest znikomy. Widać to było po rozpoczętym dziś o godz. 10:00 wystąpieniu szefowej Europejskiego Banku Centralnego Christine Legarde. Można zatem oczekiwać, że podobnie inwestorzy podejdą do popołudniowych wypowiedzi Charlesa Evansa z Fed.
Źródło: ISBnews / Maciej Leściorz, CMC Markets