Do Świąt zostało kilka dni, ale nastroje na rynkach wcale nie są świąteczne. Pogorszenie sentymentu widoczne w piątek kontynuowane jest dziś rano. Czyżby to zapowiedź przyszłego roku?
Liczne gospodarcze wyzwania rysowały się już od dłuższego czasu. Przede wszystkim mowa tu o zakłóceniach w łańcuchach dostaw, które w połączeniu z mocnym popytem na dobra trwałe i rosnącymi cenami energii przyczyniły się do niewidzianej od dekad inflacji. To dla inwestorów nic nowego i jak dotychczas nie powodowało to większych rynkowych turbulencji. Dlaczego? Inwestorzy byli przekonani, że banki centralne będą nadal wspierać rynki, ponieważ te przez miesiące udawały, że problemu nie ma. To jednak może wkrótce się zmienić. Sygnał ze strony banków w ubiegłym tygodniu był bardzo zgodny – inflacją należy się zająć. Bank Anglii nieoczekiwanie podniósł stopy, Fed znacząco przyspieszył wygaszanie dodruku i zapowiedział podwyżki, nawet EBC zapowiedział istotne zmniejszenie dodruku. Zmienił się też ton wypowiedzi – nagle wszystkie banki przejęły się inflacją i to pomimo Omicrona. Dla rynków może to oznaczać koniec przyjętej w sumie od lat retoryki „jest źle, czyli jest dobrze” (a zatem każdy problem to powód do zakupów akcji, bo oznacza nową stymulację pieniężną, albo przynajmniej odsunięcie w czasie podwyżek). Oczywiście po wielu latach takiej polityki do zmiany należy podejść z pewną ostrożnością (czy banki nie ulegną presji rynków i być może polityków?). Ale też niedowierzanie inwestorów może być potencjalnie paliwem dla burzliwej reakcji.
W poniedziałek dokłada się jeszcze reakcja na niepowodzenie administracji Bidena w przeprocesowaniu przez Kongres planów wydatkowych w skali 2 bilionów dolarów, co przyjęte zostało jako możliwy upadek gospodarczej agendy prezydenta. Niepokoją też najnowsze statystyki COVIDowe z Europy. Wreszcie mamy też kontynuację załamania na tureckiej lirze – jej kurs wobec euro zbliża się już do 20 (jeszcze w 2017 roku lira była droższa od złotego)! To wszystko przekłada się niekorzystnie na kurs złotego, choć wpływ jest na szczęście umiarkowany. O 9:30 euro kosztuje 4,6408 złotego, dolar 4,1231 złotego, frank 4,4586 złotego, zaś funt 5,4419 złotego.
Źródło: XTB / Przemysław Kwiecień, Główny Ekonomista