Inwestorzy powoli przyzwyczajają się do podwyższonej inflacji na świecie. Pomimo znacznego jej wzrostu i utrzymania się wysoko wbrew pierwotnym oczekiwaniom rynki poradziły sobie bardzo dobrze. Czy zatem inflacja przestaje być zagrożeniem?
Inflacja w Chinach do tej pory była niska, co wynikało ze specyfiki cen żywności na tym rynku. Nawet po wzroście w październiku nadal wynosi tylko 1,5% (można się rozmarzyć, prawda?). Natomiast globalnie rynki zwracają uwagę przede wszystkim akurat nie na ceny konsumentów, a producentów, bo od nich zależą ceny importu z Chin i ewentualny impuls inflacyjny dla krajów importujących. A tu dane już są znacznie mniej ciekawe. W październiku inflacja cen producenta wyniosła aż 13,5% i była znacząco wyższa nie tylko od wrześniowego poziomu (10,7%), ale także od oczekiwań rynku (12,4%). Co prawda wzrost ten wynika w dużej mierze z potężnej zwyżki cen energii (szczególnie węgla), która ostatnio nieco wyhamowała i może to oznaczać, że szczyt inflacji PPI w Chinach jest blisko, jednak już teraz pojawiają się symptomy „rozlania” się presji inflacyjnej. Kilku dużych producentów żywności zapowiedziało podwyżki i bank centralny, który zaczął ostatnio luzować politykę aby złagodzić skutki kryzysu w branży deweloperów (dynamika podaży pieniądza przyspieszyła do 8,7%) ma obecnie twardy orzech do zgryzienia.
Dla inwestorów najważniejsze będą jednak dzisiejsze dane z USA. Jeszcze wiosną Fed zapowiadał, że pod koniec roku inflacja zacznie spadać, tymczasem konsensus rynkowy na październikową inflację to aż 5,8%! Książkowo taka inflacja już dawno powinna storpedować rynki. W normalnej sytuacji bank centralny już dawno zaostrzyłby politykę, zmniejszając ilość pieniądza na rynku i (tym samym) atrakcyjność ryzykownych aktywów. Jak wiemy jednak Fed nadal idzie w zaparte i po ostatnim posiedzeniu na rynku otwarcie mówi się o tym, że przekaz ws. braku terminu podwyżki to pompowanie bańki na rynkach akcji i nieruchomości (żeby było śmieszniej w osobnym dokumencie Fed przestrzega przed możliwym załamaniem wycen). Dlatego gra toczy się o to jaki poziom inflacji „złamie” Fed i zmusi bank do szybszej reakcji. Tak należy patrzeć na dzisiejsze dane, które poznamy o 14:30, razem z przesuniętymi na dziś (ze względu na dzień wolny jutro w wybranych stanach) danymi o zasiłkach dla bezrobotnych.
Na rynku walutowym mamy atmosferę wyczekiwania na jakiś większy ruch, który mogłoby wyzwolić raczej dopiero wybicie się pary EURUSD z konsolidacji. O 9:25 euro kosztuje 4,5991 złotego, dolar 3,9756 złotego, frank 4,3550 złotego, zaś funt 5,3841 złotego.
Źródło: XTB / Przemysław Kwiecień, Główny Ekonomista