Rynki finansowe zapomniały już nie tylko o wojnie, ale także o euforii, która towarzyszyła im przez ostatni miesiąc. Na rynku obligacji dzieją się niepokojące rzeczy i zaczyna mieć to coraz większy wpływ na cały rynek. Nic więc dziwnego, że dziś będziemy mieć nerwowe wyczekiwanie na dane o inflacji z USA.
Wczoraj rentowności amerykańskich 10-latek wzrosły powyżej 2,8%, niemieckich powyżej 0,8% (niby niewiele, ale najwyżej od 2015 roku – pamiętajmy, że EBC utrzymuje ujemne stopy!), a w Polsce są już sporo powyżej 6%. Na rynku długu mamy ruchy tektoniczne. Dlaczego? Banki centralne przekonały przez lata inwestorów, że rentowności mogą zawsze już zostać niskie, a jeśli nawet wzrosną, bank może kupić dowolną ilość długu i utrzymać rentowność na zakładanym poziomie. Eksperyment przećwiczony po GFC z 2008 roku został uruchomiony na taką skalę w 2020 roku, że wiele osób uwierzyło w bezkresną moc Fed, EBC, czy nawet NBP. Dlatego też, rentowności 10-latek w okolicach 2% już wydawały się wysokie, a obligacje na tym poziomie „świetną inwestycją”. Podobnie w Polsce wiele osób mogło mieć problem z wyobrażeniem sobie wzrostu rentowności 10-latek najpierw powyżej 4, potem 5%. Co się zmieniło? Banki przegrały pierwszą bitwę z inflacją. Zamiast reagować na jej wzrost rok temu cynicznie wmawiały rynkom, że to przejściowe i teraz nie tylko straciły wiarygodność, ale same wpadły w widoczny popłoch. Inwestorzy zatem zaczynają zadawać sobie pytanie „a co, jeśli?”. A jest o co pytać. Gdy rozpoczynała się dekada wysokiej inflacji w USA w latach 70-tych, rentowności przekraczały 8%! Naturalnie to całkiem inna historia, ale obecnie takie porównania działają na wyobraźnię i znacznie poszerzają zakres wahań cen, które rynek dopuszcza jako możliwe. A jak wiadomo wzrost rynkowych stóp procentowych to nic dobrego dla gospodarki i giełd na krótką metę.
Nic też dziwnego, że dziś wszystkie oczy zwrócone będą na publikację marcowej inflacji w USA (14:30). W teorii bieżąca inflacja nie powinna mieć kluczowego znaczenia dla oczekiwań odnośnie polityki pieniężnej, ale ponieważ Fed działa ewidentnie reakcyjnie dane będą bardzo ważne. Oczekuje się, że inflacja wzrosła do 8,3% z 7,9% w lutym, choć pamiętajmy, że europejskie dane w większości zaskoczyły znacznie mocniejszym wzrostem inflacji. Złoty na całym zamieszaniu traci. O 9:15 euro kosztuje 4,6676 złotego, dolar 4,2986 złotego, frank 4,6055 złotego, zaś funt 5,5898 złotego.
Źródło: XTB / Przemysław Kwiecień, Główny Ekonomista