Sankcje nakładane na Rosję mają dość dużą skuteczność, mimo to, gaz i ropa pozwalają zachować jej minimum gospodarczej równowagi. Umacnia się rubel, a także polski złoty, z kolei cena królewskiego kruszcu osiągnęła już swoje lokalne maksimum i zaczęła spadać. Złoto wciąż jednak znajduje się w wyższych rejestrach.
W ubiegłą środę minął termin spłaty odsetek od obligacji dolarowych – łącznie 117 mln dolarów. Wszystko wskazywało na to, że Rosja nie zapłaci (a przynajmniej nie w dolarach), co uruchomiłoby 30-dniowy okres moratorium, po którym Federacja Rosyjska stałaby się technicznym bankrutem. Wbrew temu, czego spodziewali się wszyscy, Rosja spłaciła swoje zadłużenie, wykorzystując w tym celu dolary.
Sytuacja ta obrazuje pewien problem, którego skali zachodnie społeczeństwo może nie doceniać – wszystkie sankcje nałożone na Rosję mają dość dużą skuteczność. Jednak tak długo, jak długo zachód będzie kupował rosyjski gaz i ropę, tak długo Rosja będzie w stanie pozyskiwać dewizy, pozwalające na zachowanie minimum równowagi niezbędnej do funkcjonowania gospodarki w lepszy czy gorszy sposób. Znajduje to także odzwierciedlenie w kursie rubla, który od 7 marca zaczyna odzyskiwać straty dzięki interwencji banku centralnego.
Złoto wciąż w wyższych rejestrach
Również od 7 marca umacniać zaczął się polski złoty, a 9 marca cena złota osiągnęła swoje lokalne maksimum i zaczęła spadać. Ruchy te mogą bezpośrednio wynikać z faktu, że po 12 dniach od inwazji i braku jakichkolwiek sensownych postępów po stronie agresora, pierwszy szok opadł, a może nawet pojawił się pewien optymizm względem odbywających się rozmów pokojowych.
Rosja posiada w swoich rezerwach 2300 ton złota. Niewykluczone, że umocnienie rubla i spadek ceny złota jest także efektem potajemnej sprzedaży złota np. Chińczykom. Podobne zabiegi przeprowadzał Nicolás Maduro, sprzedając co jakiś czas złoto z wenezuelskich rezerw w ilościach 15-20 ton, co pozwala mu na utrzymanie się na powierzchni.
W dalszym ciągu cena złota, szczególnie w PLN, znajduje się w wyższych rejestrach. Jeśli Rosja planuje „zrzucać” swoje rezerwy, bardzo prawdopodobne, że strona podażowa będzie równoważyć siły działające w przeciwnym kierunku, wywołując trend boczny. Przynajmniej do czasu, aż nie nastąpią decydujące rozstrzygnięcia lub gdy dadzą o sobie znać inne problemy (inflacja, destabilizacja na Bliskim Wschodzie).
Ceny żywności pójdą w górę
Rosja i Ukraina są dużymi procentami żywności. Oba te kraje odpowiadają za 1/4 światowej produkcji pszenicy. Ukraina produkuje 1/3 jęczmienia i jest czwartym producentem kukurydzy na świecie. Rosja zaś jest największym producentem nawozów, niezbędnych do produkcji żywności. Pogodzić się będziemy musieli także z drastycznym wzrostem cen oleju słonecznikowego.
Choć prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełeński zapowiedział, że część rolników rozpocznie zasiewy, najprawdopodobniej zebrane plony nie będą przeznaczone na eksport, a przede wszystkim na użytek wewnętrzny. Ceny żywności w tym roku pójdą znacząco w górę, a i tak w dużej części będą to zgromadzone wcześniej zapasy.
Dla krajów biedniejszych, szczególnie z Afryki czy Bliskiego Wschodu żywności może po prostu zabraknąć. Spowoduje to destabilizację, która przerodzić się może w kolejną falę uchodźców. Niewykluczone, że takie mogą być założenia naprędce skonstruowanego „planu B” Putina. Jeśli tak, Rosja zapewne również nie będzie chciała sprzedawać swoich plonów na Bliski Wschód, by ten kryzys pogłębić.
Co dalej z inflacją?
W minioną środę FED poinformował o tym, że zacieśnia swoją politykę pieniężną. Tym samym podniósł stopy procentowe o 25 punktów bazowych, co – zdaniem analityków – oznacza początek cyklu podwyżek.
W Polsce inflacja w lutym spadła z 9,4 do 8,5 proc., co tłumaczone jest działaniami podjętymi w ramach tzw. tarczy antyinflacyjnej. Jest jednak trochę zbyt wcześnie, by się cieszyć. Lutowy odczyt nie uwzględnia rosyjskiej agresji na Ukrainę, która rozpoczęła się od 24 lutego. Jest wielce prawdopodobne, że inflacja w marcu przekroczy 10 proc.
Członkowie Rady Polityki Pieniężnej, wypowiadając się na temat stóp procentowych, podkreślają, że „jest jeszcze przestrzeń do podwyżek”. Z drugiej strony pojawiają się jednak obawy, że nadmierne schłodzenie gospodarki przy jednocześnie wysokiej inflacji oznaczałaby stagflację, czyli niski wzrost gospodarczy, niski wzrost płac i wzrost bezrobocia, przy jednocześnie rosnących cenach. Jest to bardzo czarny scenariusz, którego jednak w tym momencie nie da się wykluczyć.
Źródło: Goldenmark / Michał Tekliński