W występujących obecnie procesach inflacyjnych nie uwidaczniają się silne elementy popytowe, oczekiwania inflacyjne konsumentów są silnie adaptacyjne, a profesjonalni analitycy widzą poziom inflacji w celu banku centralnego w kolejnych dwóch latach, poinformowała pierwszy zastępca prezesa Narodowego Banku Polskiego (NBP) Marta Kightley.
„Na razie nie widzimy silnych elementów popytowych występujących w procesach inflacyjnych” – powiedziała Kightley podczas posiedzenia sejmowej Komisji Finansów Publicznych nt. „Sprawozdania z wykonania założeń polityki pieniężnej na rok 2020”, „Sprawozdania z działalności Narodowego Banku Polskiego w 2020 roku”.
Podkreśliła, że oczekiwania inflacyjne konsumentów są bardzo silnie adaptacyjne.
„Czyli gdy w przeszłości rosły ceny, to to konsumenci spodziewają się w przyszłości, a jeśli chodzi o profesjonalnych analityków – oni widzą inflację w celu w następnych dwóch latach” – powiedziała pierwszy zastępca prezesa NBP.
„Rzeczywiście, mamy odczyt inflacji w czerwcu 4,4% i staramy się jasno komunikować, z czego wynika ten poziom. Po pierwsze, mówimy o efekcie bazy – jeśli chodzi o ropę przede wszystkim w tym roku mamy bardzo silny efekt bazy. Po drugie, mówimy oprócz podażowych elementów – mamy podwyższone ceny usług administrowanych – m.in. ceny śmieci. Patrząc, z czego składa się podwyższona inflacja, wygląda to tak, że to, co generalnie niewiele waży w koszyku inflacyjnym – to bardzo wpływa na podwyższoną inflację” – wyjaśniła.
Oceniając warunki rynku pracy w pandemii, powiedziała, że „bardzo ważne było to, by utrzymać rynek pracy i by nie było wzrostu bezrobocia, co spędza sen z oczu ekonomistom i politykom gospodarczym”, a płace rosną wolniej niż przed pandemią.
„Utrzymanie miejsc pracy było bardzo ważne – by gospodarka mogła lepiej po wyjściu z kryzysu funkcjonować, by nie było efektu histerezy” – dodała.
„Jeśli chodzi o wzrost płac, to rzeczywiście odczyt wyniósł 10% wzrostu, natomiast 4 pkt proc. to efekt bazy. W rzeczywistości płace rosną wolniej niż przed pandemią. W Polsce nie mieliśmy dotychczas [do czynienia] z efektem drugiej rundy i wydaje nam się na podstawie danych – mamy przekonanie, że tego efektu nie będzie, gdyż negocjacje płacowe w Polsce są bardzo rozproszone. Płace minimalne wzrastają na poziomie 7%, to nie jest silniejsze niż w całej gospodarce. Nie będzie też wpływu kosztowego, gdyż rośnie produktywność. Jednostkowe koszty pracy nie rosną silniej, firmy nie mają większych kosztów z tym związanych” – wyjaśniła.
Analizując podaż pracy w Polsce, oceniła, że „na rynku pracy mamy bufory, stosunkowo niską aktywność zawodową w porównaniu z innymi krajami UE – zasoby młodszych pracowników i starszych”.
„Wraz ze wzrostem płac, a widzimy, że mamy wysoką dynamikę płac, będzie rosła aktywność zawodowa. Wciąż absorbujemy pracowników za wschodniej granicy, ogromny przyrost pracowników rejestrowanych z Ukrainy w ZUS wobec okresu sprzed pandemii” – podsumowała.
Źródło: ISBnews