Rozwój morskiej energetyki wiatrowej przyczyni się do obniżenia cen hurtowych energii elektrycznej, a jednocześnie będzie stanowił potężne koło zamachowe dla polskiej gospodarki, ocenia prezes Orlen Neptun Janusz Bil. Według ekspertów, tzw. udział local content w procesie budowy wiatraków na Bałtyku może sięgnąć nawet 50%.
„Koszt produkcji z energii z najstarszych bloków węglowych to obecnie powyżej 500 zł za MWh. Tymczasem maksymalna cena w aukcji dla morskich farm wiatrowych ustalona została na 485-512 zł za MWh, czyli energetyka wiatrowa na morzu jest blisko rynku. To ryzykowne stwierdzenie, ale wydaje się, że offshore jest na tyle blisko rynkowych cen hurtowych, że prawdopodobnie mógłby już dzisiaj funkcjonować bez wsparcia” – powiedział Bil podczas panelu „Transformacja energetyczna vs uzależnienie od dostaw z zagranicy. Jaki model rozwojowy wybrać dla Polski”, który odbył się w ramach I edycji konferencji Power Connect Energy Summit w Gdańsku.
Według niego, morska energetyka wiatrowa obniży hurtowe ceny energii, a rozwój mocy offshore z ok. 5,9 GW (tyle jest w tzw. pierwszej fazie rozwoju) do ok. 18 GW powinien pozwolić obniżyć cenę energii nawet o 50%, choć akurat to, co odbiorca końcowy widzi na swoim rachunku to nieco trudniejsze i bardziej nieoczywiste wyliczenie.
„Pamiętajmy, że offshore przyniesie nie tylko stabilizację cen, ale również stanowić będzie koło zamachowe dla polskiej gospodarki, a także zwiększy bezpieczeństwo energetyczne, bo zapewnia znacznie wyższy stopień wykorzystania niż inne odnawialne źródła energii” – dodał Bil.
Jak podkreśliła dyrektor biura transformacji energetycznej w Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) Anna Wiosna, w przypadku projektu Baltic Power, realizowanego przez Orlen we współpracy z Northland Power, szacowany udział local content wynosi ok. 23% i rośnie.
„Jednak, jak wynika z dostępnych analiz, realne jest osiągnięcie tego wskaźnika z morskiej energetyce wiatrowej nawet na poziomie ok. 50%” – powiedziała Wiosna.
Prezes należącej do ARP Grupy Przemysłowej Baltic Adam Kowalski ocenił, że im większa będzie otwartość na partnerstwa technologiczne, tym bardziej łańcuch dostaw dla offshore w Polsce będzie się wydłużał.
„Trudne, ale wykonalne jest konstruowanie tych partnerstw w taki sposób, żeby transferowana [w ich wyniku] wiedza zostawała w Polsce” – powiedział Kowalski.
Nieco mniej optymistyczny względem tego, jak przebiega transformacja energetyczna był doradca prezesa zarządu Orlenu i członek rady nadzorczej Energi Paweł Olechnowicz, który przyznał, że źle ocenia postępy transformacji w Europie.
„Jesteśmy zbyt uzależnieni od chińskich dostawców w zakresie paneli słonecznych, magazynów energii czy elementów energetyki wiatrowej. Najbardziej niebezpieczna staje się kwestia 'energetyki cyfrowej’ i tego kto 'trzyma lejce tego konia'” – wskazał Olechnowicz.
Według niego, transformacja oznacza coraz więcej OZE w produkcji, dlatego ważne jest, aby ta energia była odpowiednio bilansowana, a do tego potrzebujemy magazynów energii i systemu interkonektorów „państw przyjaznych”.
Zdaniem prezesa Instytutu Polityki Energetycznej im. Ignacego Łukasiewicza Mariusza Ruszla, Unia Europejska to niejednorodne interesy i różne podejście do ewentualnego wznowienia relacji gospodarczych z Rosją po zakończeniu wojny w Ukrainie.
„Biorąc pod uwagę system gazociągów, na przykład Niemcy mogą chcieć wrócić do handlu gazem z Rosją, natomiast im bliżej Rosji zlokalizowane są kolejne kraje UE, tym wyraźniej widzą, że powrotu być nie powinno. Faktem jest natomiast, że wojna trwa od trzech lat, a w Europie nie widac gwałtownych zmian w zakresie infrastruktury krytycznej” – powiedział Ruszel.
Z kolei były wicepremier i minister gospodarki Janusz Steinhoff przekonywał, że nawet jeśli wojna zakończy się zgodnie z oczekiwaniami Zachodu, Rosjanie jeszcze długo nie odbudują pozycji wiarygodnego dostawcy ropy i gazu.
„Im więcej będzie OZE w miksie energetycznym, im szybciej wejdą SMR-y, tym bardziej rozproszona będzie energetyka, co będzie miało istotny wpływ na bezpieczeństwo” – dodał Steinhoff.
Nie miał także wątpliwości, że górnictwo węgla kamiennego jako dostawca energetyki odchodzi do historii.
„Średnia wydajność górnośląskich kopalń to ok. 500 ton węgla na pracownika rocznie, wydajność Bogdanki to 1 800 ton, a kopalń w Ameryce to nawet 5 tys. ton. Nasze górnictwo jest kompletnie nierentowne, ale utrzymujemy je z powodu uwarunkowań społecznych. Poziom dotacji do górnictwa to ok. 9 mld zł rocznie, czyli dokładamy do każdej tony węgla mniej więcej tyle, za ile można by ją kupić na wolnym rynku” – zakończył Steinhoff.
Źródło: ISBnews