Czasem, gdy rynki czegoś się obawiają, dzieje się dokładnie odwrotnie. Tak było ze złotym w końcówce minionego roku. Jeszcze pod koniec listopada za euro płaciliśmy ponad 4,70 złotego i wiele osób obawiało się, że kombinacja wysokiej inflacji i „majstrowania” przy kursie wywinduje te notowania jeszcze wyżej. Stało się dokładnie na odwrót, ale czy dobra passa nie dobiega końca?
Pomiędzy 26 listopada a 12 grudnia kurs euro spadł o ponad 20 groszy. Nie ma jednego czynnika, który mógłby wyjaśnić w całości ten ruch. Moim zdaniem składa się na to kilka rzeczy. Po pierwsze i chyba najważniejsze, dolar na globalnym rynku przestał zyskiwać, a to niemal zawsze ma ogromne znaczenie dla walut rynków wschodzących. Owszem, od grudnia retoryka Fed coraz bardziej się zaostrza, ale kurs EURUSD przestał spadać, a nawet nieco odreagował ponieważ rynkowe stopy procentowe rosną na całym świecie, nie tylko w USA (dla przykładu Bank Anglii podniósł stopy już w grudniu, nie wspominając o serii podwyżek na rynkach wschodzących). Po drugie, RPP wzięła wreszcie za działanie i rynek też to widzi. Po trzecie, patrząc na kurs EURPLN w perspektywie ostatnich kilkunastu miesięcy mamy lekko wznoszący się trend, ale z przedziałem wahań ok 25 groszy i w listopadzie byliśmy w górnym przedziale tych wahań, a nie wydarzyło się nic aż tak dramatycznego, aby kurs opuścił go górą.
Te same argumenty jednak obecnie przemawiają przeciwko złotemu. Przede wszystkim jesteśmy w dolnym przedziale wahań, a zestaw argumentów specjalnie się nie zmienił. Notowania EURUSD nadal są w długoterminowym trendzie spadkowym i dolar może mieć jeszcze swoje „pięć minut”. Ryzyka związane z relacjami Warszawa-Bruksela nie zmieniły się istotnie. Rada podnosi stopy, ale czy spełni oczekiwania rynku na poziomie 4% jeszcze w tym roku i czy (w dużej mierze) nowy jej skład nie wprowadzi nowego elementu niepewności? Na globalnych rynkach jest bardziej nerwowo, a to czasem z opóźnieniem przekłada się na waluty. Wreszcie jest jeszcze ryzyko ściany wschodniej, jak na razie kompletnie niewidoczne w kursie. Tymczasem wczoraj rosyjskie aktywa ponownie potężnie traciły (RTS spadał o 7% pomimo rosnących cen ropy), gdyż rynek liczy się z każdą opcją jeśli chodzi o decyzję Putina względem Ukrainy. Teoretycznie nie ma to bezpośrednich konsekwencji dla Polski, ale czy w przypadku inwazji globalny kapitał nie będzie chciał opuścić naszego rynku „na wszelki wypadek”?
Początek środowego handlu nie przynosi uspokojenia na globalnych rynkach po nerwowym wtorku. Oznacza to, że złoty traci, choć na razie umiarkowanie. O 9:05 euro kosztuje 4,5423 złotego, dolar 4,0093 złotego, frank 4,3770 złotego, zaś funt 5,4505 złotego.
Źródło: XTB / Przemysław Kwiecień, Główny Ekonomista