Wydawałoby się, że obecna euforia na Wall Street to idealny czas na ogłoszenie zmian w polityce pieniężnej. Nie zostałyby one przyjęte dobrze, ale nie wywołałyby krachu. Fed jednak woli iść w zaparte.
Loretta Mester jest umiarkowanym członkiem Rezerwy Federalnej, dlatego jej słowa powinny dość dobrze odzwierciedlać konsensus w Fed. Powiedziała ona, że „test na ograniczenie QE” został zaliczony, co oznacza niemal pewną decyzję o rozpoczęciu zmniejszania dodruku na posiedzeniu 3 listopada. Rynki jednak skoncentrowały się na innej wypowiedzi: nie ma planów na podwyżkę stóp procentowych. Być może Fed jest tak hermetycznie zamknięty w swojej bańce, że powtarzanie od miesięcy tej samej mantry stało się normą. Jednak stańmy z boku tej sytuacji na chwilę i zastanówmy się: inflacja w USA wynosi 5,4%, jest jasne że nie ma szans na szybki powrót do celu 2% i w sumie nie wiadomo kiedy to może się stać, firmy nie mogą znaleźć ludzi do pracy a na rynkach ryzykownych aktywów mamy historyczną hossę bo inwestorzy nie mają co robić z pieniędzmi. W tej sytuacji Fed nadal drukuje i zapowiada, że będzie to robić do połowy przyszłego roku (jedynie wolniej), utrzymując zerowe stopy procentowe. Patrząc na to w ten sposób, to jest tak absurdalne podejście, że trudno to nawet próbować tłumaczyć. Nic więc dziwnego, że rynki się cieszą – na razie. W jednym z niedawnych raportów popularnego banku inwestycyjnego napisano, że czeka nas świetny ostatni kwartał tego roku, bo przyszły będzie trudny, więc stopy zwrotu trzeba realizować teraz. Zupełnym zbiegiem okoliczności bank ten ma swoich ludzi w FOMC.
Na rynku walutowym obserwujemy próbę przeceny dolara, ale taką bez zdecydowania. Para EURUSD notowała jak dotąd skromne wzrosty w każdy dzień od poniedziałku i dziś było podobnie, ale na europejskim otwarciu te wzrosty są niwelowane. Pomimo sprzyjających nastrojów rynek nie ma przekonania do euro, a dodatkowo dymisja szefa Bundesbanku (jeden z ostatnich głosów rozsądku w EBC) nie jest dla wspólnej waluty dobrym sygnałem. Wydaje się zatem, że mamy jedynie korektę wzrostową w trendzie spadkowym, a to nie jest dobra wiadomość dla złotego. Złoty, jak wszystkie inne waluty rynków wschodzących, traci o poranku. Dziś w kalendarzu dane o produkcji i sprzedaży w Polsce (10:00), a także protokół RPP (14:00). Na rynkach globalnych o 13:00 decyzja Banku Turcji (oczekiwane cięcie z 18 do 17,5%), a w USA dane o nowych bezrobotnych, indeks Fed z Filadelfii (obydwa 14:30), sprzedaż domów oraz indeks wskaźników wyprzedzających (obydwa 16:00). O 9:05 euro kosztuje 4,5925 złotego, dolar 3,9457 złotego, frank 4,2906 złotego, zaś funt 5,4470 złotego.
Źródło: XTB / Przemysław Kwiecień, Główny Ekonomista