Benefit Systems podwoił wielkość planowanej emisji obligacji z 500 mln zł do 1 mld zł, a za pięcioletnie papiery i tak zapłaci tylko 1,9 pkt proc. marży ponad WIBOR. To warunki porównywalne do kosztów kredytu bankowego i jaskrawa zachęta dla innych emitentów.
W przeszłości Benefit pozyskiwał już tańsze finansowanie. W 2015 r. za trzyletnie papiery płacił 1,35 pkt proc. marży (przy znacznie niższej stawce WIBOR i deflacji w gospodarce), ale w roku pandemii płacił też 4,25 pkt proc. marzy za czteroletnie obligacje. Mówiąc inaczej – przykład Benefitu obrazuje, jak rynek obligacji zatoczył pełne koło i wrócił do warunków, które znaliśmy sprzed wybuchu afery GetBack (2018 r.), która okazała się ważną cezurą rynkową i wstrzymała rozwój rynku na kilka lat, choć oczywiście złożyły się na to i inne sprawy, na czele z pandemią, wojną i niestłumioną do dziś inflacją, by wymienić te najważniejsze.
Nie jest to sytuacja, która byłaby dla inwestorów nowa. Kompresja marż widoczna jest na rynku od mniej więcej roku i emitenci korzystają z niej na różne sposoby. W nowej emisji publicznej Best zdecydował się na zaoferowanie największej w historii puli obligacji (83,4 mln zł) przy marży obniżonej do 3,6 pkt proc. przy pięcioipółrocznym terminie spłaty. I pomyśleć, że nieco ponad rok temu ten sam emitent oferował inwestorom 5,0 pkt proc. marży i nie zawsze mógł liczyć na pełne pokrycie popytu.
Najbardziej oczywistym źródłem zainteresowania inwestorów obligacjami korporacyjnymi są relatywnie wysokie stopy procentowe i odsuwająca się w czasie perspektywa ich obniżek, co owocuje nominalnie wysokim oprocentowaniem. Nawet 1,9 pkt proc. marży to wciąż nieco ponad 7,7 proc. odsetek rocznie, a więc wartość, której próżno szukać w tabelach z oprocentowaniem depozytów bankowych (wyłączając promocje i limitowane kwoty wpłat przyjmowane od indywidualnych klientów). Best ograniczył wysokość oferowanej marży do warunków widywanych ostatnio przed aferą GetBacku, ale mimo to, w pierwszym okresie odsetkowym nominalnie zapłaci prawie 9,5 proc. To wciąż dużo na tle bankowej alternatywy.
Lecz wysokie kupony błyszczące na tle lokat bankowych to nie jedyny powód. W obligacje firm inwestują przede wszystkim ludzie majętni, o czym informuje średnia wartość dokonywanych zapisów (ponad 107 tys. zł w ubiegłym roku), przy czym jest to średnia. Zgodnie z zasadą Pareto, 20 proc. klientów odpowiada za 80 proc. wartości zapisów. W ich przypadku kwoty składanych zapisów są więc wielokrotnością średniej. A przecież nie zapisują się oni na papiery jednego tylko emitenta i nie kończą raczej przygody z obligacjami na jednej serii. A więc są to ludzie ponadprzeciętnie majętni z milionowymi, płynnymi aktywami. Zapewne to ci sami inwestorzy, którzy dotąd lokowali nadmiar gotówki na rynku mieszkaniowym. Teraz jednak mieszkania nie gwarantują już dobrych stóp zwrotu z tytułu samego ich posiadania. Stąd też zainteresowania posiadaczy gotówki innymi formami lokowania kapitału, przy czym rynek publicznych (tj. szeroko dostępnych) emisji obligacji to zaledwie ułamek obrotów z rynku mieszkaniowego (w ub.r., niezwykle udanym roku wartość ofert sięgnęła 1,6 mld zł, czyli odpowiednik 20 tys. dwu-. trzypokojowych mieszkań; w skali kraju powstaje 200 tys. mieszkań i domów rocznie). Innymi słowy – na rynku obligacji robi się ciasno dla strony kupującej, a to pozwala emitentom na obniżanie marż, wydłużanie terminów spłaty lub na osiąganie innych korzyści i to pomimo równoległego wzrostu wskaźników zadłużenia. Choć oczywiście są i wyjątki. BBI Development uplasowało kolejną emisję refinansującą i ponownie zapłaci za nią 7,75 pkt proc. marży. Cavatina Holding pozyskała prawie 50 mln zł z emisji publicznej (po powiększeniu rozmiarów oferty z pierwotnych 30 mln zł) ponownie oferując 6,0 pkt proc. marży, tak jak we wszystkich emisjach na przestrzeni ostatnich trzech lat.
Źródło: Obligacje / Emil Szweda