Choć Święta coraz bliżej na rynkach to jeszcze nie czas na sielankową atmosferę. Ten tydzień jest wyjątkowo intensywny, a jego punktem kulminacyjnym jest decyzja Rezerwy Federalnej. Dziś o 20:00.
Fed do listopada prowadził politykę taką samą jak w apogeum kryzysu w kwietniu ubiegłego roku. Dopiero na poprzednim posiedzeniu zdecydowano się na stopniową redukcję dodruku (tzw. taper), ale Jerome Powell stwierdził „to nie czas na wyższe stopy”. Od tego czasu jednak amerykańska gospodarka daje oznaki coraz większego przegrzania. Stopa bezrobocia spadła do poziomów bliskich tym sprzed pojawienia się COVID, sprzedaż detaliczna (napędzana hojnymi transferami socjalnymi) jest wyższa niż kiedykolwiek, nowych bezrobotnych jest najmniej od ponad 50 lat, ale przede wszystkim ceny rosną w najwyższym tempie od niemal czterech dekad (6,8% w listopadzie). Mając to wszystko na uwadze sam fakt, że Fed jeszcze cały czas drukuje pieniądz dla kogokolwiek myślącego racjonalnie musi być ewidentnym absurdem. Z ekonomicznego punktu widzenia należałoby ów dodruk natychmiast przerwać i podnieść stopy procentowe. To się nie wydarzy, ale być może wreszcie Fed zacznie nieco zmieniać politykę. Tak sugerowałoby ostatnie wystąpienie Powella w Kongresie, kiedy powiedział, że inflacja nie jest już przejściowa. Rynek oczekuje, że Fed przyspieszy tempo redukcji skupu aktywów i przede wszystkim wypowie się jaśniej w kwestii podwyżek stóp na 2022 rok. Na moment obecny rynek oczekuje, że pierwsza nastąpi w maju, zaś kolejna we wrześniu. Fed oczywiście nie poda „rozkładu jazdy”, a inwestorzy będą próbowali wyczytać scenariusz z komunikatu, dodatkowych materiałów i przede wszystkim z konferencji Powella.
To wydarzenie ma też spore potencjalne znaczenie dla złotego, gdyż jastrzębi Fed może wznowić trend umocnienia dolara, który co do zasady jest dla złotego niekorzystny. O 7:40 w środę euro kosztuje 4,6318 złotego, dolar 4,1083 złotego, frank 4,4469 złotego, zaś funt 5,4387 złotego.
Źródło: XTB / Przemysław Kwiecień, Główny Ekonomista