Galopująca inflacja, drożejące paliwo i żywność, rozdawnictwo fiskalne i panika w banku centralnym – do jak wielu krajów można dziś przystawić tę etykietę? Tym razem dotyczy ona nie USA czy Polski, a Brazylii, gdzie podniesiono stopy procentowe aż o 150 punktów bazowych do 7,75% i to jeszcze nie koniec. Czy to zwiastun tego, co czeka nas globalnie?
Brazylia być może nigdy nie była przykładem wzorowej polityki gospodarczej, ale akurat jeśli chodzi o inflację w ostatnich latach odzyskała pewną wiarygodność. Po przejściowym wzroście inflacji do poziomów dwucyfrowych w połowie ubiegłej dekady udało się sprowadzić wzrost cen do okolice 2-4% w ciągu kilku ostatnich lat. Teraz jednak globalne ożywienie inflacji w połączeniu z suszami i populistyczną polityką fiskalną prezydenta Bolsonaro doprowadziło do wzrostu inflacji w pobliże 11%. Jeszcze na początku tego roku główna stopa procentowa w Brazylii wynosiła zaledwie 2% (bardzo mało jak na standardy tego kraju), a jeśli bank centralny wywiąże się ze swojej obietnicy, na koniec roku będzie to 9,25%!
Wczoraj nie tylko bank centralny Brazylii zszokował rynki – także Bank Kanady wcisnął „guzik paniki”, kończąc niespodziewanie program dodruku i sugerując wcześniejszą niż oczekiwano podwyżkę stóp. Patrząc na sytuację w Polsce i znając jej globalny kontekst można mieć rosnące wrażenie, że inflacja wymyka się spod kontroli, po raz pierwszy od bardzo długiego okresu. Banki centralne przez miesiące kompletnie ignorowały to ryzyko (co oczywiście było niemal wszystkim na rękę), teraz część z nich zaczyna panikować. Dla globalnych rynków kluczowe znaczenie ma to, kiedy i czy poddadzą się najwięksi. Co do EBC, którego decyzję poznamy dziś, nie mam żadnych złudzeń. Rządy krajów strefy euro są tak uzależnione od dodruku, że jego przerwanie byłoby dla nich katastrofalne. Ponadto sytuacja w zakresie inflacji jest nieco lepsza niż w innych regionach i EBC może dłużej utrzymywać narrację „przejściowego charakteru” inflacji. Natomiast Fed (decyzja w przyszłą środę) ma już o czym myśleć. Z pewnością rozpoczną ograniczanie dodruku, ale to może być stanowczo za mało. Uważam jednak, że nie zrobią nic więcej by „nie wystraszyć rynków”, nawet wobec ryzyka, że ostatecznie wystraszą je znacznie mocniej.
O 9:15 euro kosztuje 4,6252 złotego, dolar 3,9876 złotego, frank 4,3414 złotego, zaś funt 5,4857 złotego.
Źródło: XTB / Przemysław Kwiecień, Główny Ekonomista