Wojna w Ukrainie, pogorszenie koniunktury w UE, niedobór kierowców oraz brak działań ochronnych ze strony administracji państwowej powodują, że kryzys w branży transportowej pogłębia się, ocenił dla ISBnews prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD) Jan Buczek. Dodał, że polskie firmy transportowe tracą rynek unijny na rzecz przewoźników z Litwy, Węgier czy Rumunii.
„Jesteśmy w mocnym trendzie spadkowym, ale do dna jeszcze nie doszliśmy. Obawiam się, że ten najgłębszy dołek jeszcze przed nami. Natomiast trzeba jasno powiedzieć, że branża znalazła się w kryzysie” – powiedział Buczek w rozmowie z ISBnews.
Wskazał on kilka czynników, które spowodowały – według niego – zapaść w branży.
„Wojna w Ukrainie spowodowała całą lawinę zdarzeń bardzo niekorzystnych dla polskich przewoźników. Po pierwsze, sankcje handlowe, które ograniczyły wymianę towarową. Po drugie, seria nieprzemyślanych gestów między polską a rosyjską i białoruską dyplomacją odcięła nas zupełnie od tych dwóch rynków. Co więcej, polscy przewoźnicy stracili dodatkowo możliwość tranzytu i obsługi rynków Mongolii, Kazachstanu, Uzbekistanu czy Kaukazu” – wymienił prezes ZMPD.
Buczek ocenił, że z 30 tys. firm transportowych zarejestrowanych w Polsce, kierunek wschodni obsługiwało 4 tys.
„To oznacza, że 10-15% przewoźników nagle straciło swoich zleceniodawców” – dodał.
Prezes ZMPD wskazał również na nieprawidłowości w polskiej legislacji, które nakładają mniejsze zobowiązania regulacyjne na pośredników niż na realizatorów transportu.
„Jednym z elementów całego łańcucha transportu towarów są pośrednicy, którzy nazywają siebie spedytorami. Znacząco podnoszą oni koszty transportu, jednocześnie lawirując w kwestiach podatkowych czy regulacyjnych, bo nie obowiązują ich tak restrykcyjne wymogi certyfikacyjne, jak przewoźników” – wytłumaczył.
Dodał, że innym czynnikiem negatywie wpływającym na branżę jest pogarszająca się koniunktura w Unii Europejskiej, co przyczynia się do spadku zamówień na usługi transportowe w Polsce – według szacunków Buczka – o dalsze kilkanaście procent.
„Kolejnym problemem branży jest niedobór kierowców i pracowników. Wybuch wojny w Ukrainie spowodował odpływ z naszej branży dużej części Ukraińców, którzy zdecydowali się na powrót do ojczyzny. Ich zastąpienie wymaga czasu” – powiedział w rozmowie z ISBnews prezes Zrzeszenia.
Buczek oszacował, że deficyt kierowców spowodował wzrost kosztów pracowniczych w sektorze o ok. 20% w ciągu roku.
„Pracownicy i kierowcy zwiększają swoje oczekiwania finansowe. Jest ich mniej niż choćby rok czy dwa lata temu, a ponadto pojawiła się presja na podwyżki inflacyjne. Aby utrzymać choćby minimalny poziom zatrudnienia pozwalający podtrzymać funkcjonowanie firm, właściciele decydują się na podwyżki. Natomiast równolegle nie następuje wzrost wydajności pracy, co powinno być naturalną koleją rzeczy, gdy rośnie budżet płacowy” – wyjaśnił prezes ZMPD.
„Szacuję, że względem zeszłego roku oczekiwania płacowe w branży wzrosły o ok. 20%” – dodał.
Pytany przez ISBnews o prognozy dotyczące marż, płynności finansowej i kosztów zleceń dla finalnych odbiorców w 2024 r. Buczek wskazał, że ceny usług transportowych mogą jeszcze wzrosnąć, ale marże przewoźników będą minimalne.
„Problemem są pośrednicy, czyli spedytorzy, którzy wykorzystują tendencje inflacyjne w gospodarce, podnoszą swoje marże, jednocześnie przenosząc wyższy koszt na finalnego odbiorcę. Koszt przewozów więc rośnie, ale przewoźnicy nie odnotowują wyższego zysku” – powiedział.
„Cenowo jesteśmy na poziomie głodowym, funkcjonujemy praktycznie bez marż. Walczymy o pokrycie kosztów stałych. Część przewoźników likwiduje biznes, inni go mocno ograniczają – zwalniają pracowników, sprzedają lub oddają leasingodawcom park samochodowy” – dodał.
Buczek ocenił również, że w II połowie 2023 r. i w ciągu 2024 r. kryzys w branży może jeszcze się pogłębić, ze względu na nasilanie się negatywnych efektów wcześniej wymienionych czynników.
„Musimy sobie jasno powiedzieć, że jako polscy przewoźnicy utraciliśmy pewną zdolność konkurencyjną. Zakładam, że jeszcze przez kolejne miesiące liczba firm świadczących usługi transportowe będzie spadać, a te które pozostaną na rynku, znacznie ograniczą skalę działalności” – wskazał.
„Polska administracja państwowa w dalszym ciągu dosypuje nam koszty, czego nie doświadczają firmy z sąsiednich krajów. Inflację też mamy najwyższą w regionie, a kurs złotego do euro nie kompensuje wzrostu kosztów w walucie krajowej. Miejsce polskich przewoźników w Unii Europejskiej już zajmują Litwini, Węgrzy czy Rumuni, którzy mogą pozwolić sobie na realizację tańszych zleceń transportowych” – dodał.
Zdaniem prezesa Zrzeszenia, remedium na kryzys branży wcale nie będzie potencjalna odbudowa Ukrainy, która mogłaby generować wzmożony transport cargo z Unii Europejskiej i Polski na Wschód.
„Póki co, sami sobie zamknęliśmy rynki Europy Wschodniej, Kaukazu i Azji Środkowej. Nie widzę podstaw, by oczekiwać, że polski rząd będzie w stanie wynegocjować korzystne warunki udziału polskich przewoźników w transporcie materiałów czy innych towarów na kierunku ukraińskim” – powiedział.
„Co więcej, tracimy powoli również nasz krajowy rynek na rzecz przewoźników z Ukrainy. Polityka naszej administracji pozwala im na realizowanie zleceń bez okresów przejściowych czy bez instrumentów wyrównujących ceny. Nasza administracja nie chroni naszego rynku, nie stawia ukraińskiej konkurencji żadnych prawnych barier” – stwierdził.
ZMPD jest największym polskim stowarzyszeniem w branży transportu drogowego, istniejącym od 1957 roku. Skupia przewoźników – zarejestrowanych podmiotów gospodarczych, zajmujących się międzynarodowym transportem drogowym. Do przewoźników zrzeszonych w ZMPD należy większość spośród niemal 200 000 pojazdów, które obecnie tworzą polską flotę przewozów międzynarodowych.
Źródło: ISBnews