Wydawały się inwestorom bezpieczną przystanią, a okazały się pułapką. Fundusze długoterminowych obligacji notują dwucyfrowe straty w skali roku, a w dwóch przypadkach przekraczają one 20 proc.
Do zarządzających trudno mieć większe pretensje. Wyniki portfeli po prostu odzwierciedlają to, co zaszło na rynku. Seria DS1030 przez ostatnich 12 miesięcy potaniała z 97,6 proc. do 73,4 proc., czyli o 24,8 proc. Oprocentowanie rzędu 1,25 proc. doprawdy nie mogło osłodzić tej katastrofy. Oczywiście zarządzający nie są całkowicie bezradni, mogą mitygować ryzyko stopy procentowej dobierając papiery o krótszych terminach lub zamiast stałokuponowych papierów wybierać wuzetki (skarbowe oparte o WIBOR) lub inne papiery o zmiennym oprocentowaniu. Dzięki tym zabiegom najlepszy z funduszy jako jedyny stracił przez rok mniej niż 10 proc. (dokładniej – 8,3 proc.). Humorów inwestorom to pewnie nie poprawia, bo przecież wyniki funduszy trzeba jeszcze pomnożyć przez inflację.
Czy istnieje jakaś szansa, żeby bezpiecznie schować oszczędności przed skutkami inflacji na rynku kapitałowym? Cóż, są obligacje oszczędnościowe indeksowane inflacją, które od kwietnia zyskają wyższe o 0,5 pkt proc. oprocentowanie (minister finansów podniósł o 50 pkt oprocentowanie wszystkich obligacji oszczędnościowych). Gest w dobrym kierunku, ale po pierwsze oferta dopiero zrównała się z tą, którą inwestorzy mieli przed obniżką oprocentowania sprzed dwóch lat, po drugie realna strata i tak jest pewna w pierwszym roku inwestycji (oprocentowanie antyinflacyjnych obligacji jest stałe, w okolicach 2 proc.), dopiero w kolejnych latach – jeśli inflacja zacznie spadać – wyniki mogą być satysfakcjonujące.
Pozostają więc papiery oparte o WIBOR. Skarbowe nie pokonają inflacji tak długo, jak długo bank centralny będzie prowadził politykę ujemnych stóp procentowych, a w przewidywalnym horyzoncie trudno oczekiwać zmian. Możliwe, że do niej dojdzie, jeśli inflacja zacznie spadać, lecz to kalkulacja oparta na przewidywaniu recesji. Obligacje korporacyjne dają rzeczywistą ochronę przed inflacją, oczywiście pod warunkiem, że ich emitenci okażą się wypłacalni. I tu mamy garść dobrych informacji.
Spadek popytu na kredyty hipoteczne jest bezdyskusyjny, widoczny i prawdopodobnie trwały, ale jednocześnie widoczny jest brak mieszkań na rynku najmu, którego rentowność skokowo wzrosła. To jednak przyszłość, bo mieszkania buduje się długo, a koszty stały się coraz trudniejsze do przewidzenia. Ważniejsze jest to, że raporty roczne deweloperów wskazują na ich dobre, a nawet bardzo dobre przygotowanie do ewentualnego kryzysu. Z pewnością nie jest to powtórka 2008 r., deweloperzy odrobili tamtą lekcję. Teraz wskaźniki zadłużenia finansowego są niskie (lub wręcz ujemne), a płynności wysokie i gotówka pozwala często myśleć o spłacie krótkoterminowych zobowiązań od ręki. Nawet Ghelamco, o które bardziej pesymistycznie nastawieni inwestorzy mogli obawiać się najmocniej, wchodzi w nowy rok z rekordowo niskim wskaźnikiem zadłużenia i monstrualnym zapasem gotówki po sprzedaży flagowego projektu na rzecz Google.
Dużo dobrego można też powiedzieć o branży wierzytelności, która gruntownie oddłużyła bilanse w ubiegłych latach i choć można się obawiać o kondycję ich klientów, kiedy gwałtownie rosną koszty utrzymania, to jednak ryzyko defaultu czołowych firm jest niskie.
Źródło: Obligacje / Emil Szweda