Rynek obligacji firm przyspiesza, a specyficzna konstelacja czynników zewnętrznych sprawia, że najmocniej mogą skorzystać inwestorzy indywidualni. Wybrańcy już mogą się cieszyć z ponad 10-proc. kuponów i to od papierów skarbowych.
Inflacja w grudniu wyniosła 8,6 proc., co jest przyczyną wielu zmartwień, ale obligacje oszczędnościowe indeksowane CPI, które w lutym wejdą w nowe okresy odsetkowe otrzymają ponad 10-proc. kupony. Przy czym właściciele najpopularniejszych czterolatek mogą liczyć na 9,35-9,85 proc. w zależności od terminu rozpoczęcia inwestycji. Ale i oni będą pewnie zadowoleni.
Dane o inflacji spowodowały zarazem dalszą przecenę papierów skarbowych. Rentowność dziesięciolatek przekroczyła 4 proc. po raz pierwszy od ośmiu lat. Jeszcze w sierpniu było to 1,5 proc, wyprzedaż przybrała taką skalę, że przed użyciem wielkich słów powstrzymuje tylko świadomość, że być może na tym wcale się nie skończy. Wszak jak uczy historia, nad inflacją udawało się panować tylko wówczas, kiedy stopy procentowe i rentowność obligacji przekraczały dynamikę CPI. Gdybyśmy mieli podążać w tym kierunku, wielkie słowa zdewaluowałyby swoje znaczenie szybciej niż pieniądz.
Leksykalne problemy są jednak najmniejszymi z tych, z którymi zmaga się rynek. Wyprzedaż obligacji oznaczać może nową falę umorzeń, co prowadzić może do dalszego wzrostu rentowności i tak dalej, aż do oczyszczenia rynku. Sęk w tym, że choć przecena dotyczy obligacji skarbowych, to pieniądze odpływają z funduszy dłużnych, które w różnych proporcjach i wielkości, ale uczestniczą w rynku papierów korporacyjnych. Ten rozkwitł w 2021 r. – wartość przeprowadzonych emisji wzrosła o 61 proc. w porównaniu do 2020 r., a biorąc pod uwagę papiery zapadające w terminie dłuższym niż 12 miesięcy, wzrost sięgnął 76 proc.! Końcówka roku i jego przełom to już jednak ostre hamowanie – fundusze zajęte wypłacaniem środków klientom, nie myślą o inwestycjach, stąd nowych emisji jest w tym czasie niewiele (ale przeciągający się sezon świąteczny też ma w tym swój udział). Paradoksalnie więc, choć oparte na stawkach WIBOR obligacje korporacyjne są doskonałym kołem ratunkowym, ponieważ ich oprocentowanie rośnie (notowania także) i mogą poprawić wyniki funduszy, zarządzający mają ograniczone możliwości by się go chwycić. Wyjątkiem są fundusze obligacji korporacyjnych, których coraz większa grupa notuje już dodatnie stopy zwrotu w skali miesiąca (w dłuższych okresach oczywiście również) mimo rzezi (OK, jedno duże słowo jednak padło) papierów skarbowych. Ratuje je właśnie rosnące z miesiąca na miesiąc oprocentowanie papierów korporacyjnych, które wchodzą w nowe okresy odsetkowe z kuponami o 2,5 proc. wyższymi niż dotąd (to wzrosty o 50 proc. i więcej). Ale ich aktywa to raptem kilkanaście miliardów złotych, a same ubiegłoroczne emisje korporacyjne to 60 mld zł. Fundusze korporacyjne nie udźwigną całego rynku.
W efekcie, można się spodziewać, że większa liczba emitentów zwróci się w kierunku jedynej grupy inwestorów gotowej obligacje kupować. Czyli do inwestorów indywidualnych. Od poniedziałku ruszają zapisy na obligacje Echa, które chce pozyskać 50 mln zł i – jak przyznaje Maciej Drozd, wiceprezes Echa w wywiadzie, który opublikujemy w poniedziałek – dostrzega możliwość, w której inwestorzy indywidualni będą głównym adresatem tegorocznych emisji. Dla inwestorów indywidualnych, których propozycje resortu finansów są już obraźliwe (0,5 proc. za trzymiesięczne papiery i 1 proc. za dwulatki to ułamek tego, co można dostać za papiery skarbowe kupowane choćby na Catalyst), możliwości lokowania środków na 7-8 proc. bez czekania na wskaźniki inflacji, też brzmią dobrze.
Źródło: Obligacje / Emil Szweda