Inwestorzy na globalnych rynkach finansowych żyją obecnie przede wszystkim dwiema kwestiami. Pierwszą z nich jest pandemia, której druga fala mocno uderzyła w gospodarki państw Europy oraz Stanów Zjednoczonych. Drugą kwestią jest sytuacja w USA, nie tylko zbliżające się wielkimi krokami tamtejsze wybory prezydenckie, lecz także przedłużające się (i mało produktywne) rozmowy na temat pakietu stymulacyjnego.
Powyższe tematy wpływają na wyceny wielu surowców. Najciekawsza sytuacja panuje jednak nadal na rynku ropy naftowej, gdzie te dwa tematy są zaledwie kroplą w morzu napływających na ten rynek ciekawych informacji.
Druga fala pandemii wyraźnie przekłada się na popyt na paliwa. To pogorszyło znacząco perspektywy dla notowań ropy naftowej na najbliższe miesiące i prawdopodobnie także na sporą część przyszłego roku. Przedstawiciele OPEC oraz Rosji zwracają uwagę na możliwość przedłużenia się stanu nadwyżki ropy na światowym rynku i zapowiadają działania wspierające ceny ropy.
Jednak na drodze do ich celów pojawiła się Libia, która w tym tygodniu zniosła „force majeure” na eksport ropy z głównych portów w tym kraju i zapowiedziała powrót do produkcji przekraczającej milion baryłek dziennie, co oznacza podobne poziomy jak w poprzednim roku. Dodatkowa produkcja ropy naftowej w Libii to wyzwanie dla państw OPEC+, ponieważ Libia dotychczas była wyłączona z porozumienia naftowego, co wynikało z jej problemów politycznych i gospodarczych. Teraz w praktyce daje jej to dowolność w kształtowaniu wielkości produkcji.
Powyższe informacje negatywnie wpłynęły na ceny ropy naftowej na początku bieżącego tygodnia. Strona popytowa też ma swoje argumenty, które wynikają z dwóch kwestii. Pierwszą z nich jest nowa tura sankcji narzuconych na irański sektor naftowy przez Stany Zjednoczone, natomiast drugą kwestią jest zagrożenie kolejnym huraganem w Zatoce Meksykańskiej. Oba te czynniki raczej jednak nie będą miały dużego przełożenia na produkcję ropy.
Źródło: ISBnews / Paweł Grubiak, Superfund TFI