Zeszły tydzień przyniósł wyraźną poprawę nastrojów na rynkach, choć pod względem publikacji danych obserwujemy dalsze pogorszenie. W zasadzie sama poprawa nastrojów to efekt gorszych danych, które zostały odczytane jako pretekst do zmniejszenia i spowolnienia podwyżek stóp procentowych na całym świecie. Może się jednak okazać, że banki centralnie wcale nie będą chciały zmniejszać swoich podwyżek i za wszelką cenę doprowadzić do spadku inflacji. Czy w takim razie czeka nas jednak kryzys?
Oczekiwania dotyczące podwyżek stóp procentowych na świecie lekko spadły, ale wciąż wskazują, że czeka nas przynajmniej pół roku zacieśniania. W USA oczekuje się wciąż podwyżki o 75 punktów bazowych w lipcu, choć prawdopodobieństwo takiego ruchu wynosi już niecałe 80%. Co więcej jednak, następne podwyżki to 50 punktów bazowych i oczekuje się zakończenia podwyżek w tym roku, choć Fed wskazał, że w przyszłym roku powinniśmy liczyć prawdopodobnie na dwie kolejne podwyżki o 25 punktów bazowych. Wydawało się również, że w Polsce też możemy oczekiwać szczytu podwyżek w najbliższym czasie, co było zobrazowane poprzez znaczny spadek rentowności na którym skorzystał polski złoty. Rentowności w Polsce wynoszą nieco ponad 7%, choć zaliczyły spadek z okolic 8%. Trzymiesięczny WIBOR stabilizuje się w okolicach 7%, co pokazuje, że na tym poziomie powinniśmy oczekiwać szczytu. To samo sugerują ostatnie działania Banku Węgier oraz Banku Czech. Z drugiej strony kontrakt na stopę procentową za 9 miesięcy na 3 miesiące, czyli tzw. FRA 9×12 znajduje się powyżej 8%! To oznaczałoby, że podwyżki mogą trwać przez dłuższy czas, nawet pomimo ryzyka recesji i oczekiwań niższej inflacji.
Wydaje się obecnie, że jedynym ratunkiem przed inflacją jest doprowadzenie do znacznego schłodzenia popytu i wywołania niewielkiego bezrobocia, czyli kontrolowanej recesji. Banki centralne nie przyznają się do tego, ale tak mocne podwyżki na całym świecie najprawdopodobniej do tego doprowadzą. Oczywiście głównym celem jest powstrzymanie oderwania się długoterminowych oczekiwań inflacyjnych, ale jednak skutkiem będzie najprawdopodobniej spowolnienie lub nawet recesja. Na ten moment widać schłodzenie aktywności gospodarczej praktycznie wszędzie. Nastroje konsumentów są fatalne, choć cały czas ich siła wydatkowa pozostaje wysoka. Jeśli rynek pracy pozostanie jednak mocny, martwimy się zdecydowanie przedwcześnie. Właśnie dlatego, w najbliższym czasie kluczowe nie będą już same dane inflacyjne, które najprawdopodobniej będą zmienne i niekoniecznie mogą sugerować już szczyt, a właśnie dane z rynku pracy, które poprzez stopę bezrobocia mogą pokazać koniec gospodarczego El Dorado.
Po godzinie 10 złoty ma się naprawdę nieźle i do dolara zyskuje aż 0,4%. Za dolara płacimy 4,4261 zł, za euro płacimy 4,6864 zł, za funta 5,4509 zł, za franka 4,6277 zł.
Źródło: XTB / Michał Stajniak, Starszy Analityk Rynków Finansowych