Bieżąca sytuacja oznacza odroczenie w czasie realizacji pozytywnego średnioterminowego scenariusza dla złota, a nie jego odwrócenie, uważa zarządzający funduszami Investors Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych Maciej Kołodziejczyk.
„Od początku roku do końca września cena złota wyrażona w dolarze amerykańskim spadła o 7,4%, a prawdopodobieństwo realizacji przewidywanego przez wielu analityków (w tym i przez nas) scenariusza wzrostu dolarowej ceny złota w 2022 r. znacząco spadło. Nie oznacza to jednak w żadnej mierze, że złoto utraciło walor istotnego składnika zdywersyfikowanego portfela inwestycyjnego. Siłę w tym wymiarze kruszec po raz kolejny pokazał m.in. w I kwartale 2022 roku, chroniąc wartość zgromadzonych w nim oszczędności podczas zawirowań na rynkach akcji i obligacji wywołanych inwazją Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Postrzegamy bieżącą sytuację cenową jako odroczenie w czasie realizacji pozytywnego średnioterminowego scenariusza dla złota, a nie jego odwrócenie” – napisał Kołodziejczyk w komentarzu rynkowym Towarzystwa.
Wysoka inflacja i uzasadnione obawy o perspektywy wzrostu gospodarczego tworzą dla złota środowisko, w którym może ono zabłysnąć na tle innych szerokich klas aktywów inwestycyjnych. Fakt ten jest jednym z czynników przemawiających za wzrostem ceny kruszcu, podkreślił.
„Przeszkodą dla realizacji scenariusza wzrostowego dla złota jest niezachwiana wiara rynku w to, że Fed sprawnie upora się z problemem inflacji. Ma to negatywny wpływ na kruszec po pierwsze dlatego, że problem inflacji dalej postrzegany jest przez istotną część rynku jako przejściowy. Po drugie, niskie, a nawet dalej malejące, oczekiwania inflacyjne dodatkowo podwyższają oczekiwane długoterminowe realne rentowności w USA, napędzając transfer zainwestowanych już środków ze złota do obligacji skarbowych” – wskazał zarządzający.
W jego ocenie, bieżący kurs polityki monetarnej jest dla złota prawdopodobnie najgorszą opcją z możliwych do wyboru przez Fed, ale w dużej mierze wydaje się być już uwzględniony w rynkowej wycenie kruszcu.
„Każda zmiana narracji banku centralnego powinna przynieść wytchnienie znajdującemu się na chwilę obecną pod presją kruszcowi. Moment ewentualnego przesilenia w polityce monetarnej zależeć będzie od tempa narastania problemów ze wzrostem gospodarczym w USA, jak i kształtowania się globalnej presji inflacyjnej. W naszym scenariuszu bazowym zakładamy, że Fed będzie wrażliwy na negatywne odczyty dotyczące PKB lub rynku pracy i znajdą one szybkie odzwierciedlenie w jego decyzjach. Już kilkukrotnie w ostatnim czasie w przypadku napłynięcia pojedynczych negatywnych danych makroekonomicznych zaobserwować można było przynajmniej chwilowe zmiękczanie retoryki członków amerykańskiego Komitetu do spraw Operacji Otwartego Rynku (odpowiednik naszej Rady Polityki Pieniężnej). Nie wydaje się zatem, by groził nam scenariusz lat 80-tych ubiegłego stulecia, w którym Paul Volcker prowadził walkę z inflacją w sposób bezwarunkowy” – stwierdził Kołodziejczyk.
Dodał, że w świadomości Fedu najprawdopodobniej coraz intensywniej funkcjonować zaczną też niedługo inne problemy związane z istotnym podwyższeniem stóp procentowych w gospodarce. Chodzi np. o kwestię obsługi rekordowo wysokich w stosunku do PKB kosztów zadłużenia zarówno rządowego jak i prywatnego, jak również zachowanie rynków kapitałowych pogłębiające erozję wartości oszczędności obywateli USA.
Źródło: ISBnews