Czwartek był dniem wolnym w Polsce, ale nie na globalnych rynkach, gdzie widzieliśmy zdecydowane umocnienie dolara. W takich okolicznościach złoty często traci, a brak inwestorów znad Wisły często ten fakt potęguje i dokładnie tak było wczoraj.
To co widzimy na rynku to cały czas reakcja na środowe dane o inflacji w USA. Inflacja w październiku wyniosła 6,2% podczas gdy Fed cały czas utrzymuje zerowe stopy i dopiero co rozpoczął ograniczanie dodruku. Co więcej, na ostatniej konferencji inwestorzy oczekiwali czegoś konkretniejszego jeśli chodzi o podwyżki stóp w przyszłym roku, a Powell ewidentnie kluczył, ignorując zagrożenie inflacją. Dlatego pierwsza reakcja na bardzo złe dane była – i w sumie nadal jest, niejednoznaczna. Takie dane powinny doprowadzić do skokowego wzrostu rentowności, umocnienia dolara, spadków cen akcji i złota. Tymczasem rentowności obligacji wzrosły dość umiarkowanie, a ceny złota gwałtownie wzrosły pokazując brak wiary rynku w działanie ze strony Fed. Brak wiary uzasadniony nie tylko dotychczasową postawą Fed, ale też wypowiedziami takimi jak sekretarz Yellen (która wznowiła emisje długu na sporą skalę po zamrożeniu limitu zadłużenia i wzrost rentowności jest jej bardzo nie na rękę), że inflacja cały czas jest przejściowa. Początkowo widzieliśmy spore zawahanie na rynku walut, ale ostatecznie dolar ruszył, wyłamując się z trwającej od końca września konsolidacji wobec euro. Patrząc na parę EURUSD nie widzimy istotnych wsparć, a to może dodatkowo napędzać dolara. To nie są dobre uwarunkowania dla złotego. Co prawda ostatnia zmiana podejścia ze strony RPP jest dla złotego pozytywna, ale w kontekście mocnych globalnych ruchów ma to jednak drugorzędne znaczenie. Faktem jest, że złoty często traci w dniach, gdy działa handel w Londynie, zaś w Warszawie nie. Niewykluczone zatem, że wczorajsze osłabienie złotego jest nieco przesadzone i być może naszej walucie uda się je odpracować. Jednak w średnim okresie absolutnie kluczowa jest reakcja Fed. Jak napisałem, dotychczas jej brakowało co staje się coraz bardziej niewytłumaczalne (przyczyniając się do rosnącej popularności tezy, że Fed celowo rozkręca spiralę inflacyjną lub/oraz dba tylko o interesy Wall Street bez względu na jakiekolwiek zagrożenie). Jednak od posiedzenia Fed dostaliśmy mocne NFP (a przecież Powell właśnie wzrost zatrudnienia podawał jako warunek konieczny dla podwyżki stóp) i dalszy skokowy wzrost inflacji. Rynek zatem raz jeszcze testuje Fed i na razie prowadzi to do wyraźnego umocnienia dolara.
W piątkowym kalendarzu czeka nas publikacja danych o nastrojach konsumentów wraz z oczekiwaniami inflacyjnymi (16:00), ale być może w kontekście ostatnich danych inwestorzy większą wagę przywiążą do wystąpienia szefa nowojorskiego Fedu (18:10), który ma spory wpływ na politykę FOMC. O 9:30 euro kosztuje 4,6400 złotego, dolar 4,0532 złotego, frank 4,3994 złotego, zaś funt 5,4260 złotego.
Źródło: XTB / Przemysław Kwiecień, Główny Ekonomista