Bez ścieżki odchodzenia od węgla, Polsce będzie trudniej sięgnąć po finansowanie ze środków unijnych, dlatego w 2021 r. powinna pojawić się data ostatecznego odejścia od węgla w Polsce i będzie ona bliższa 2035 r. niż 2049 r., uważa prezes Forum Energii Joanna Maćkowiak-Pandera.
„2020 r. był pod wieloma względami niezwykły i wielu odetchnie z ulgą na myśl, że właśnie się kończy. Ale w kategorii zmian w energetyce – był to rok przełomowy. Unia Europejska osiągnęła porozumienie w zakresie Zielonego Ładu. W Polsce rząd i związki zawodowe otwarcie przyznały, że trzeba rozmawiać o końcu ery węgla. Energetyka w Polsce jest na zakręcie i czas, żeby w 2021 r. wjechała wreszcie na trasę szybkiego ruchu” – napisała Maćkowiak-Pandera w opinii opublikowanej na stronie internetowej Forum Energii.
Jej zdaniem, pierwszym z ważnych zjawisk spodziewanych w 2021 r. będzie finansowanie transformacji energetycznej ze środków Unii Europejskiej. W nowej perspektywie finansowej UE tylko w formie grantów pula dla Polski wyniesie ponad 130 mld zł. Część z tych pieniędzy – z Funduszu Odbudowy i Odporności – będzie musiało zostać wydane w ciągu trzech najbliższych lat, rozpoczynając od 2021. Są to nowe środki finansowe na walkę z kryzysem gospodarczym wywołanym pandemią koronawirusa. Ponad jedną trzecią tej puli należy przeznaczyć na rozwiązywanie problemów środowiska i klimatu, wpisując się w unijne cele, przy czym do najważniejszych priorytetów należą m.in. rozwój OZE, efektywność energetyczna, digitalizacja sektora energii oraz czyste ciepło (sieci ciepłownicze i ogrzewnictwo).
„To właśnie tu jest ogromna szansa dla Polski. Na przykład przy dużej mobilizacji i potraktowaniu zmian w sposobie ogrzewania budynków priorytetowo, w kilka lat Polska mogłaby w dużym stopniu rozwiązać problem zimowego smogu” – wskazała prezes.
Jako drugi ważny obszar wymieniła ciepłownictwo systemowe, które przez wiele lat było traktowane jak „młodszy brat starszej elektroenergetyki” i nie budziło dużego zainteresowania. Zmiany nastąpią z kilku powodów: węglowe ciepłownie budowane w latach 70. i 80. znalazły się u kresu swojej żywotności, a koszty CO2 zaczynają zjadać resztki przychodów. Wspomniane środki unijne zmotywują ciepłowników do działania. Konieczny będzie nowy system taryfowania, który wynagradzać będzie nie tylko za wyprodukowane ciepło, ale komfort cieplny zapewniony mieszkańcom. Konieczne będzie też odblokowanie potencjału efektywności energetycznej w budynkach.
„Można mieć wreszcie nadzieję, że po wpisaniu do projektu Polityki energetycznej Polski daty odejścia od węgla w gospodarstwach domowych w 2030 r. (w miastach) rząd poważnie zajmie się regulacjami i mechanizmami finansowania tej zmiany” – dodała Maćkowiak-Pandera.
Uważa ona też, że w 2021 r. Polska podejmie decyzję o ścieżce odchodzenia od węgla. Proces ten przyśpiesza, napędzany upadkiem górnictwa oraz niechęcią spółek do utrzymywania „czarnych” aktywów. Instytucje finansowe odmawiają współpracy z nimi, a elektrownie węglowe generują straty. W większości są stare, pracują coraz rzadziej, widać kres ich wsparcia, bo po 2025 r. wiele z nich nie otrzyma subsydiów z tzw. rynku mocy. Dlatego spółki energetyczne coraz głośniej mówią, że chcą się pozbyć tej węglowej „kuli u nogi”. Forum Energii spodziewa się, że przedmiotem publicznej debaty staną się koszty utrzymywania elektrowni węglowych, które od przyszłego roku dla przemysłu wyniosą blisko 80 zł za MWh oraz wydatki związane z utrzymaniem górnictwa, co obecnie jest przedmiotem rozmów rządu ze związkami zawodowymi. W tym świetle, kluczowym wyzwaniem dla decydentów będzie określenie formuły wygaszania elektrowni węglowych – od strony właścicielskiej oraz z perspektywy zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego.
„Rząd, unikając tematu końca węgla, będzie pogłębiać problem bezpieczeństwa energetycznego kraju. Im później zaczniemy dyskusję jak zastępować węgiel – tym gorzej dla nas – zostanie nam mniej opcji i będziemy uzależnieni od dużych, zagranicznych graczy i technologii. Do tego, nie mając ścieżki odchodzenia od węgla, będzie nam trudniej sięgnąć po finansowanie ze środków unijnych. Dlatego w 2021 r. powinna pojawić się data ostatecznego odejścia od węgla w Polsce i będzie ona bliższa 2035 r. niż 2049 r. Szczególnie wrażliwym tematem będzie zbliżający się kres węgla brunatnego, a szczególnie przyszłość Bełchatowa, czyli największej elektrowni na węgiel brunatny w Europie. Za około 10 lat obecnie eksploatowanie odkrywki zaczną się wyczerpywać” – czytamy dalej.
Kolejnym spodziewanym wydarzeniem jest pojawienie się planu nowych inwestycji, które wypełnią lukę po węglu. Wyzwaniem będzie zbilansowanie systemu elektroenergetycznego w kolejnej dekadzie – przede wszystkim do 2030 r., ale już teraz trzeba się zastanawiać co dalej w horyzoncie roku 2050.
„Tu odpowiedzią na potrzeby mogą być przede wszystkim źródła odnawialne – słoneczne i wiatrowe, magazyny energii oraz DSR. Ale żeby zagwarantować stabilność systemu, Polska potrzebuje także ok. 3 GW dodatkowych, elastycznych mocy gazowych. Dlatego w przyszłym roku musi pojawić się realny plan wypełniania luki po węglu oraz mechanizm wprowadzania nowych mocy na rynek – przez aukcje OZE, a może przebudowany mechanizm rynku mocy? Jednak jak dotychczas rynek mocy nie pobudził nowych inwestycji, a przecież to właśnie ich najbardziej potrzebujemy zamiast dosypywania pieniędzy do starych, sypiących się ze starości elektrowni” – napisała prezes.
Istotnym elementem dyskusji jest także kwestia elektrowni jądrowej. Pod koniec 2021 roku miałaby się pojawić decyzja o modelu właścicielsko-finansowym. Forum Energii wyraża nadzieję, że decydenci będą w stanie podjąć ostateczną decyzję i konstruktywnie otworzyć lub definitywnie zamknąć ten temat. Dalsze trwanie na stanowisku, że za 12 lat pojawi się aż 6 GW mocy, ale bez konkretnych decyzji w tej sprawie, jest bowiem zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa energetycznego, skoro Polska nie podejmuje w tym czasie innych działań, które skutecznie mogą zapełnić lukę po węglu.
Jedną z ważniejszych decyzji Rady Europejskiej w grudniu 2020 r. było zwiększenie celu redukcji emisji gazów cieplarnianych przez UE z 40% do 55% w 2030 r. W kolejnym kroku Komisja Europejska zajmie się przygotowaniem reformy systemu handlu emisjami jako głównego narzędzia do redukcji unijnych emisji.
„Wiadomo, że ambitnych celów nie da się osiągnąć, jeżeli nadal będziemy wyłącznie skupiać uwagę na zmniejszaniu emisji w sektorach objętych ETS – czyli energetyce i przemyśle. Stąd pomysł łączenia ETS z non-ETS. W praktyce oznacza to, że wkrótce pojawi się opłata za emisje CO2 pochodzące z budynków, transportu. Wysokość tych opłat oraz funkcjonowanie tak rozległego systemu handlu emisjami nie są znane, ale kolejne miesiące będą kluczowe dla formowania się kształtu tej reformy. Dla sektorów nie objętych dziś ETS może to być prawdziwa rewolucja” – podsumowała Maćkowiak-Pandera.
Źródło: ISBnews